Strona główna

piątek, 30 marca 2012

Muszmiecie czyli TAG- Muszę to mieć!


 Zasady:
1. Napisz kto Cię otagował i zamieść zasady.
2. Zamieść baner tagu i wymień 5 rzeczy, które znajdują się na Twojej liście kosmetycznych zakupów. Wymień rzeczy, które zamierzasz kupić bądź te, które chciałabyś mieć.3. Staraj się myśleć kreatywnie i nie przepisywać odpowiedzi od innych.4. Krótko wyjaśnij swój wybór. Możesz także wkleić zdjęcie każdego kosmetyku.5. Zaproś do zabawy 5 lub więcej blogerek.


Dziękuję są otagowanie MadAsHatter ;* z bloga http://as-a-hatter.blogspot.com/

Pierwszym, najważniejszym i "najbardziej" mi do życia potrzebnym muszmieciem są wszystkim znane  Meteoryty. Klasa sama w sobie, Photoshop w kulkach, opakowanie dopracowane w każdym calu. Moje największe kosmetyczne marzenie, którego raczej szybko nie zrealizuję- no chyba, że ktoś mi je podaruje, ale to zbyt optymistyczna wersja. Póki co zostaje mi przechodzić z wywalonym językiem obok stoiska Guerlain. I bicie się z myślami, czy warto wydać ponad dwie stówy na kosmetyk. Resztki zdrowego rozsądku próbują mnie uchować przed Teint Rose, choć nie wiem, czy im się to uda w przypadku tegorocznej edycji letniej.

 



Od dłuższego czasu poluję też na pędzle Hakuro, szczególnie te do podkładu. O dziwo nie kręcą mnie żadne MACi, Maestro itd. Jakoś Hakuro do mnie najbardziej przemawia jeżeli chodzi o "profesjonalne" pędzle (no może jeszcze Sigma i Real Techniques). Może to wygląd, może to cena ;). Mniejsza o to, parę próbek podkładu mineralnego sprawiło, że mam wymówkę, żeby któryś kupić. W końcu!


Pędzel Hakuro H54
Kolejnym moim chciejstwem są produkty theBalm. Nawet nie wiecie jak Wam zazdroszczę dostępu do tej firmy! W Silesii jest Marionnaud, ale oczywiście bez theBalm. To jest jakiś kompletny nonsens! Tak się cieszyłam na Marionnaud, w myślach widząc siebie korzystającą z tych wszystkich cudownych promocji,a tu... 
Wśród produktów theBalm najbardziej podobają mi się znany wszystkim rozświetlacz Mary-Lou Manizer, róż Hot Mama i bronzer Bahama Mama.


Szał na BB kremy i mnie nie ominął, choć z moim zapałem wątpię, że kiedykolwiek nastąpi chwila, kiedy wejdę w posiadanie pierwszego. Przeraża mnie tak szeroki wybór i nie mam pojęcia, który do końca chcę. Do tego dochodzi wizja czekania na przesyłkę z Korei... To chyba nie na moje nerwy. Choć nie wykluczam, że ich kiedyś nie poświęcę w celu posiadania jakiegoś azjatyckiego cuda. Po przeczytaniu wielu recenzji, najbardziej ostrzę sobie ząbki na BB kremy Skinfood, szczególnie na te z serii Good Afternoon.



Ostatnia rzecz z tej listy również wiąże się z czasowym upiększaniem cery. Mianowicie jest to podkład Bourjois (nie mam konkretnego typu, choć najbliżej mi chyba do Flower Perfection). Byłam zdystansowana i z nieco ironicznym uśmiechem przyglądałam się fali zachwytów nad Healthy Mix. Do czasu kupna mojego pierwszego podkładu Bourjois- znienawidzonego przez wiele dziewczyn Bio détox. Stało się, teraz bourjoisowy szał dotyczy i mnie. Jedynie, co mnie powstrzymuje to ceny wahające się od 50 do 60zł. No ale od czego mamy allegro ;).

Źródła zdjęć:

Ta lista mogłaby się ciągnąąąąąąąąąąć i ciągnąć, bo jak wiadomo, potrzeby są nieograniczone przy niewielkich zasobach portfela ;). Mam jeszcze tyyyyyyyle rzeczy do kupienia z samego Essence i Catrice. Choć muszę się pochwalić moim zapałem- już od kilku tygodni mamy nowości Essence w szafach, a ja dopiero teraz kupiłam Nude Glam (a tym samym pierwszą rzecz z nowości). Właśnie maluję sobie paznokcie 05 toffee to go i muszę powiedzieć, że ogromnie mi się podoba. Chcę kolejne (i oto jak potrzeba rodzi potrzebę)!

Do tablicy przywołuję:

niedziela, 25 marca 2012

Wiosna ach to ty! Czyli essencowego rozdania czas nadszedł

W końcu! Choć w ostatni weekend przypomniała o sobie promieniami słońca, to w oficjalny dzień jej przyjścia wkradła się niepostrzeżenie, przykryta chmurami. Mimo to ja, człowiek uparty, zamiast dać się poskromić nieprzyjaznej pogodzie i ubrać się w jakiś sweter bądź inną rzecz związaną z zimą, paradowałam w miętowych rurkach i cienkiej bluzce (no dobra, powinnam wliczyć gruby płaszcz, ale przemilczmy tę kwestię ;)).
Wiosna! 
W tym cudownie wiosennym nastroju zapraszam Was na moje pierwsze rozdanie. Skromne, bo skromne, ale można nim wykonać niezwykle trwały makijaż oczu tak, by podczas tej pięknej pory roku wyglądać nieskazitelnie od świtu do późnej nocy. Od dziś, tj. 25 marca do 15 kwietnia można wygrać essencowy zestaw zestaw składający się z szmaragdowego eyelinera I love NYC i cienia Stay All Day w kolorze Camp Rock.



W związku z niewielką nagrodą nie wymagam zbyt wiele- aby wziąć udział w konkursie należy:
- być publicznym obserwatorem bloga http://mademoisellechaos-vivelajeunesse.blogspot.com/,
-w komentarzu napisać nick, pod jakim obserwujesz bloga, adres e-mail, akceptację regulaminu oraz odpowiedź na pytanie: "Z czym Ci się kojarzy zieleń?"
Pośród nadesłanych odpowiedzi wybiorę tę, która moim zdaniem będzie najciekawsza, najbardziej kreatywna lub po prostu najzabawniejsza.
Oczywiście będzie mi niezmiernie miło, jeżeli wspomnicie na swoim blogu o moim rozdaniu :).


Wzór komentarza
Obserwuję jako
email:
Akceptuję postanowienia regulaminu
Odpowiedź na pytanie "Z czym Ci się kojarzy zieleń?"

Powodzenia! :)

niedziela, 18 marca 2012

Mała wycieczka po Berlinie z paletą Catrice The Berlin Collection

Dzisiaj wstęp nie do końca związany z recenzją, a o tym, że jestem rozdarta zewnętrznie. Między mojego peceta a laptopa ;). Otóż od paru tygodni jestem zmuszona funkcjonować bez klawiatury (która swoją drogą działała bez zarzutu przez blisko 10 lat!) w moim komputerze, a jakoś nie umiem się pozbierać, żeby takową zakupić (czemu ja tak nie mam z kosmetykami?), więc jakbyście mogły polecić jakąś niegłośną, porządna klawiaturę w znośnej cenie byłabym wdzięczna. Niestety z brakiem tej jakże niezbędnej rzeczy wiąże się problem z pisaniem notek, bo mój ogromny składzik zdjęć znajduje się w pececie. Jednak w ten piękne, słoneczny dzień w końcu przemogłam i z małymi trudnościami powstał (a właściwie powstaje) ten post. 

Z recenzją ten paletki zbierałam się dosyć długo, bo szczerze mówiąc niezbyt często jej używam. W sumie mój burzliwy byt ;) mógłby dalej trwać i bez niej.


Niewątpliwie jest bardzo ładna, pewnie dlatego zaciągnęła mnie do kasy, żeby ją kupić. Opakowanie, mimo że tekturowe zdaje się być porządne (jeszcze nie zabierałam jej nigdzie, więc nie jestem pewna). Producent również pomyślał o sposobie otwierania- nie trzeba łamać paznokci, żeby podważyć klapkę, wystarczy pociągnąć za tasiemkę. Zamyka się na magnes, więc raczej samoczynnie się nie otworzy w torbie, walizce itp. Jeżeli dodamy do tego mały rozmiar (10,7cm x 12,5cm) można pokusić się o stwierdzenie, że jest idealna na wyjazdy.


Jak łatwo zauważyć, paletka składa się z różu, różo-bronzera, sześciu cieni, pędzelko-pacynki i kredki.


Róż i bronzer używane osobno nie zachwycają. Ogólnie dziwi mnie wsadzenie do paletki tak dwóch odmiennych odcieni. Róż (Siegessäule) jest przeznaczony do bardzo jasnej cery, na mojej, nie tak znowu bladej, ledwo go widać. Szkoda, bo to naprawdę ładny kolor- matowy, stanowany różowy, z ciepłymi podtonami (bardzo delikatnie wpada w brzoskwinię). W dodatku najlepiej zmielony kosmetyk z całego tego zestawu. Z kolei coś, co najwidoczniej jest bronzerem (Unter den Linden) to dla mnie kompletny niewypał. Nigdy nie nałożyłabym tak błyszczącej miedzi na policzki. W życiu nie wykonturowałabym tym twarzy! Co zrobić z dwoma nieużytecznymi częściami tej paletki? Zdrowy rozsądek podpowiada: połączyć je (uwaga, nie działa z każdym kosmetykiem, a tym bardziej z facetami!). I tu w końcu się sprawdzają. Dostajemy śliczną brzoskwinię, idealną na lato, choć na wiosnę też się przyda. U mnie wygląda jak naturalny rumieniec.


Większość cieni jest w ciepłej tonacji. Najłatwiej podzielić je na beże i brązy oraz te przeznaczone do smokey eyes. Jeszcze nie znalazłam sposobu, żeby połączyć pierwsze i drugie w jednym makijażu. Nie wiem, czy to moja nieudolność, czy po prostu same z siebie się gryzą. Trwałość mają przeciętną, duża część z nich bez bezy wygląda po prostu źle. Pięć cieni (akurat tych perłowych) na sześć jest średnio napigmentowanych i nie najlepiej zmielonych. Największym zaskoczeniem jest Am Alex, który według wszelkich praw logiki powinien być gorszy od pozostałych, bo wiadomo- mat. 

Tiergarten to perłowa, ciepła, ciemna szarość o wykończeniu perłowym z maleńkimi drobinkami. Pigmentacja pozostawia wiele do życzenia- bez bazy się nie obejdzie. Jeżeli nic nie nałożymy wcześniej, przy rozcieraniu straci cały swój kolor.


Brandenburger Tor to jedyny zimny odcień w tej paletce. Jest to gołębia szarość- opalizuje to niebiesko- o perłowym wykończeniu z małymi drobinkami. W opakowaniu wygląda niezwykle ciekawie, na powiece traci swój urok- staje się zwykła szarością. Pigmentacja lepsza niż w poprzednim cieniu, jednak wciąż średnia.


Am Alex to mój ulubiony cień z zestawu, używam go najczęściej. Bajecznie napigmentowany mat mógłby być bratem Inglota albo Sleeka. Cudownie się rozciera i łączy z innymi odcieniami.


Berlin Wall to całkiem milutko zmielony cień o perłowym wykończeniu i kolorze na skraju brązu i miedzi, jednak nie tak pomarańczowym jak pseudo bronzer. Pigmentacja całkiem całkiem, z pewnością lepsza od szarości. Nie gubi koloru przy rozcieraniu, cudownie wyglądałby na opalonej skórze.


Ku'damm to połączenie szarego i fioletu o wykończeniu perłowym. Pigmentacja porównywalna z Brandenbruger Tor, na powiece również nie jest tak ładny jak w opakowaniu. Najgorzej zmielony z całej gromadki.


Checkpoint Charlie (trochę dziwna nazwa jak na cień) chyba rozczarował mnie najbardziej. W opakowaniu to cudowny łosoś, na skórze chamskie złoto o perłowym wykończeniu. Niemniej jednak jest ciekawy, bo w zależności od padania światła wydaje się matowy, pod innym kontem złoty. Również nie najlepiej zmielony.


Do zestawu dołączono malutką kredkę w kolorze głębokiej czerni. Zdecydowany plus tej paletki, kredka gładko się rozprowadza, ma bardzo dobrą pigmentację i łatwo się rozciera. Co prawda trwałością nie dorównuje essencowej Longlasting, no ale to tylko kredka dołączona do paletki, mogło być zdecydowanie gorzej.
Nie polubiłam się za to z pędzelko-pacynką. Raczej nie powinnam się spodziewać nie wiadomo jakiej jakości, ale tym pędzelkiem po prostu nie da się nałożyć cieni. Jest zdecydowanie za długi i za cienki. Już bardziej przydałaby się podwójna pacynka, żeby nie mieszać jasnych i ciemnych cieni. Pędzelko-pacynka jest  opakowana cieniutki plastik i u mnie tak pozostała. Użyłam raz z ciekawości i położyłam tam, gdzie jej miejsce. Swoją drogą ciężko go wydobyć mając krótkie paznokcie, mnie się to udało dopiero przewracając opakowanie do góry dnem.

Przykładowy makijaż wykonany Am Alex, Berlin Wall i Checkpoint Charlie (+ biała, niepotrzebna nikomu kreska wykonana cieniem Swan Lake z Ballerina Backstage)



Krótkie podsumowanie
+wygląd paletki
+porządne opakowanie, które łatwo otworzyć
+brzoskwiniowy róż, który dostajemy po pomieszaniu różu i pseudo bronzera
+świetnie napigmentowany cień Am Alex
+kredka
+nadaje się zarówno do dziennych, jak i wieczorowych makijaży
+niska cena: 29,90zł
-średnia pigmentacja większości cieni
-utrata koloru cieni przy rozcieraniu

Szczerze mówiąc trochę żałuję, że ją kupiłam. Jest piękna, ale muszę się natrudzić, żeby zrobić jakiś ładny makijaż, przez co rzadko po nią sięgam. Mam nadzieję, że polubię ją bardziej, gdy nastanie lato i większość kolorów będzie mi bardziej pasowała. No i może gdzieś wyjadę i będę potrzebowała jakiegoś uniwersalnego zestawu. Póki co leży gdzieś na półce i czeka na lepsze czasy. Wielka szkoda, że nie dotarły do nas dwie pozostałe paletki- może Sydney byłaby bardziej funkcjonalna?

Skusiłyście się na coś z limitki miastowej (wiem jak to dawno było ;))? Bardzo chciałam któryś lakier, no ale jako, że jestem oskarżana o kosmetoholizm (no helloł ;), mam tylko trzydzieści lakierów) to starałam się ograniczać. Strach się przyznać, ale jeszcze nie mam nowego Nude Glam, bo cały czas słyszę "ale po co ci kolejny?". Rozumiem jakbym miała te parędziesiąt lakierów w tym samym odcieniu, ale tak to? Przecież nie zrobię sobie rąk manekina czerwoną emalią.
Zapraszam do udziału w ankiecie- zastanawiam się nad wyglądem bloga i Wasze opinie będą naprawdę pomocne. Wiadomo, wiosna, piękna pogoda to i człowiek jest otwarty na zmiany.

Zapraszam również na rozdanie u Iwillbethereonly4U- do wygrania Benefit Valley of the Stars
 
Tutaj możecie się zgłosić

niedziela, 4 marca 2012

Moje pierwsze TAGi, czyli czego mi do szczęścia nie potrzeba i bez czego nie mogę żyć

Dłuuuuuuugo zwlekałam z tymi tagami, oj długo. Jednak zmobilizowałam się (w końcu!), usiadłam i stworzył listę rzeczy potrzebnych oraz tych zupełnie zbędnych.




 5 kosmetycznych rzeczy, których wcale nie chcę mieć



Zasady: 

1. napisz, kto Cię otagował i zamieść zasady TAG'u
2. zamieść baner TAG'u i wymień 5 rzeczy z działu kosmetyki ( akcesoria, pielęgnacja, przechowywanie, kosmetyki kolorowe, higiena), które Twoim zdaniem są Ci całkowicie zbędne bo:
- maja tańsze odpowiedniki
- są przereklamowane
- amatorkom są niepotrzebne
- bo to sposób na niepotrzebne wydatki...
...i krótko wyjaśnij swój wybór
3. zaproś do zabawy 5 lub więcej innych blogerek

Dziękuję za otagowanie Dzollsowi i Siempre la belleza! ;*
Ten Tag to dla mnie spore wyzwanie, bo jestem bardzo ciekawskim stworzeniem i lubię testować rzeczy niezależnie czy są one powszechnie uznawane za hity czy buble. Wiadomo, jak hity okaże się wspaniały to można popiszczeć z zachwytu z innymi, a jeżeli bubel nie będzie wcale taki zły jak malują, to traktuje to jako powód do dumy ze względu na swoje odkrycie (np. Bio Detox, którym aktualnie się zachwycam) :D. Gorzej jak coś nie wypali, ale zaraz... znowu się rozgaduję ;). 


Na mojej liście wiodą prym samoopalacze, opalanie natryskowe i solarium. Nie toleruję u siebie opalenizny, nawet tej od słońca (a może zwłaszcza?), więc nie widzę powodów, żeby sprawiać sobie jeszcze sztuczną. Pomijając fakt, że samoopalacz trudno nałożyć (no cóż był ten nieszczęsny okres w życiu kiedy lekką opaleniznę uwielbiałam, bo wydawało mi się, że wyglądam zdrowo), po prostu wyglądam okropnie z muśnięciem słońca na licu. Trochę jak pieczone prosię, żeby obrazowo Wam przekazać.

Kolejnym punktem jest pielęgnacja z wybiegu i wysokich pólek, czyli Diory, Lancomy, Helenki, Estee Lauder czy Clarins. Jeżeli ktoś podarowałby mi kasę i powiedział "masz i zrób coś z twarzą" to prędzej pobiegłabym do apteki niż do Sephory. Może mam jakieś skrzywione myślenie, ale jakoś bardziej zaufam czemuś, co jest w aptece niż w drogerii naświetlone lampami przez parę godzin dziennie.
Choć jeżeli nastąpi ta okropna chwila i będę miała tyle lat, ile nie chcę mieć to może pokuszę się na krem z Chanel. Jak będę obrzydliwie bogata i nie będę miała co robić z pieniędzmi.


Paletki z milionem cieni też nie potrzebuję. Nawet nie chcę ich za darmo! Przeraża mnie badziewne wykonanie rodem z czasopisma kobiecego. Te palety jeżdżą traktorem po moim zmyśle estetyki. No i po co mi dziesięć odcieni żółtego skoro i tak nie potrafiłabym się posłużyć jakimkolwiek żółtym cieniem? Za cenę całej tej palety wolałabym skolekcjonować parę Sleeków, bo te przynajmniej mają świetną pigmentację. No i  niekoniecznie mają takie "oczywiste" cienie ;P.

Kolejna rzecz, która napawa mnie swojego rodzaju obrzydzeniem są podróbki. Nie dość, że większość jest  po prostu tandetna to i nie wiadomo co kto tam włożył. W życiu nie dałabym na twarz rzeczy o anonimowym składzie, mimo że nie jest specjalnie wrażliwa.
Oczywiście nie chodzi mi o rzeczy zainspirowane jakimiś tam droższymi, tylko te "podpisywane" daną firmą. Choć, wiadomo, popieram własne, niezależne pomysły.

Profesjonalne kosmetyki do stylizacji włosów też nie są z mojej bajki. Baaaaaardzo rzadko używam wszelkich lakierów, pianek, o jakiś tajemniczych wynalazkach typu guma nie wspominając. Staram się używać delikatnych szamponów, a mając mnóstwo chemii na włosach musiałabym zacząć używać czegoś mocniej oczyszczającego.
W ogóle nie cierpię moich włosów polakierowanych. Takich yyyyyych, no wiecie same.

Bonusowe miejsce zajmują u mnie bransoletki Lilou. Mogłabym je dać na pierwsze miejsce. Wiem, że to mało kosmetyczne, ale nie mogłam się powstrzymać. Po prostu mój rozum nie ogarnia jak można dać ponad stówę za kawałek sznurka i blaszki. Gdybym ten sznurek był wysadzany diamentami... to i tak bym tego nie zrozumiała. Może gdyby to chociaż ładne było?

Obrazki wzięłam z:

Nigdy nie wychodzę z domu bez...



1. Podaj 5 produktów kosmetycznych łącznie z nazwą firmy, które stosujesz wychodząc z domu, takie must have na wyjście (można dołączyć zdjęcie).
2. Utwórz osobny post na swoim blogu z kopią obrazka i informacją kto Cię otagował.
3. Przekaż taga i zasady pięciu innym blogerkom.

Dziękuję za oTAGowanie Cucumie vel Wonderful Pinkness ;* i Pink Caster Sugar ;*. Nie powiem, ten jest zdecydowanie łatwiejszy do zrealizowania ;).
Oczywiście trochę pozanudzam Was wstępem. Nie mam problemu z wyjściem po bułki do sklepu bez makijażu, więc to "nigdy" jest dosyć względne. No i przy nawale kosmetyków trudno byłoby wybrać kosmetyk konkretnej marki, więc tutaj pójdę na kategorie. Choć w pewnych przypadkach mam swoje ulubione firmy.


Blanx Classic
Źródło: http://srodkiwybielajacezeby.pl/najlepsza-pasta-wybielajaca.html
Jakkolwiek głupio to zabrzmi nigdy nie wychodzę z domu bez... umytych zębów! Po aparacie stałam się chyba jakąś zębomaniaczką ;). Już nawet pomijając mycie zębów po każdym posiłku, miętowa świeżość przy każdym wyjściu to niejaki obowiązek (i nie chodzi mi tylko o poranne wyjście ;)). Coś czuję, że gdyby nadeszła III wojna światowa, a Niemcy wpadliby do mojego domu i kazali się wynosić to i tak poszłabym to łazienki umyć zęby ;).
Z past do zębów najbardziej pasuje mi Blanx. Daje nie tylko oczyszczenie, ale widoczne wybielenie. 
Kolejnym niezbędnikiem jest tusz do rzęs. Jak już pisałam z tysiąc razy mam rzadkie i krótkie rzęsy, a do tego małe oczy, więc bez makijażu moje oczy są porównywalne do tych od kameleona. Chyba nie muszę mówić, że tusz do rzęs sprawia, że oko się otwiera i wydaje się większe. 
Tu w zasadzie mogę nadmienić firmę, bo najczęściej używam Max Factora i Essence. Moje skoki w bok na tym polu się nie opłaciły ;).

Z reguły czuję się też źle bez różu. To on sprawia, że nie przypominam trupa. Szczególnie na wiosnę to mój must have- przy zmęczeniu zimą pozwala się dopasować do panujących klimatów. 
Choć moją kosmetyczkę wypełniają różowe róże, mam słabość do tych brzoskwiniowych. Może nie wyglądam w nich jak Królewna Śnieżka, a bardziej jak Pocahotas to i tak sięgam po nie chętniej.


Na jakieś dłuższe wyjścia raczej też nie wybieram się bez podkładu. W końcu Halloween jest tylko raz w roku ;). Jak można było zauważyć, mojej cerze baaaaardzo daleko do ideału, czym niekoniecznie chce się dzielić z wszystkimi. Dlatego też zwykle wybieram te kryjące podkłady, no chyba, że jest lato i warstwa tyku prędzej czy później odpadnie.
Z braku laku wstawiłam zdjęcie Smooth Effect, jednak już wiecie, nie jest moim ideałem.

Zakończenie będzie dosyć przewrotne, bo nigdy nie wychodzę z domu bez jakiegoś mazidła do ust. Co nie oznacza, że go używam ;D. Ach tak pokrętna kobieca logika. Już wyjaśniam.
Mam jasnoróżowe usta, więc moja twarz bez jakiegokolwiek zaznaczenia ich wygląda trochę... ja wiem... nago? Przy notorycznym braku czasu zwykle zabieram z sobą jakąś pomadkę/błyszczyk/szminkę transparentną z zamysłem jej późniejszego użycia. Jako, że ja zapominalska jestem to zwykle po prostu tkwią gdzieś w kieszeniach czekając aż ktoś sobie o nich przypomni. Tak atakują mnie z każdej torebki jak tylko czegoś szukam :D. Piękna historia prawda?


Nie taguję żadnej konkretnej osoby, bo i tak większość już zdążyła wziąć udział. Chyba, że któraś jeszcze ie pisała o zbędnikach i niezbędnikach, to niech się czuje wywołana do tablicy :). 

piątek, 2 marca 2012

W poszukiwaniu wiosny. Essence Fruity i Catrice Revoltaire

Ostatnie moje marudzenia na temat braku typowo wiosennej limitki okazały się być bezpodstawne w obliczu nowej LE Fruity. Choć po pierwszych scrollach myszki byłam zachwycona, to "im dalej w las" tym bardziej pochmurniałam. Dlaczego? Odpowiedź jak zwykle na zdjęciach i moim marudzeniu poniżej ich. Zapraszam do oglądania i czytania :)

Essence Fruity

Sorbetowe cienie




Om nom nom.
Te cienie wyglądają po prostu przepysznie! W dodatku są w szklanych słoiczkach, a nie w plastikowych jak to Essence ma w zwyczaju, co dodaje im uroku. Na tę chwilę chciałabym ten brzoskwiniowy  i bananowy, choć takie jasne kolory nie wróżą jakiejś szczególnej pigmentacji. No i nie wiadomo, co Cosnova rozumie przez sorbet, bo- jak pokazały ostatnie limitki- nie jest specjalistą od deserów.

Balsamy


 
"No na co Ci kolejny kosmetyk do ust!"- krzyczy rozum. "Jakie piękne opakowania" szepcze serce. Czyli kolejny konflikt tragiczny gotowy. Jednak Fatum w postaci Drogerii Natury i ich losowemu wybieraniu limitek    chętnie zakończy ten spór nie sprowadzając Fruity do Polski. Odpukać w niemalowane! Ja chcę tę limitowankę!

Róż w sorbecie



Czyli Essence zaczyna chwytać o co chodzi z marketingiem i dlaczego warto produkować kosmetyki, które się sprzedadzą. No nie do wiary, prawda? W każdym razie róż to bardzo dobre posunięcie, choć mnie osobiście nie kusi zbytnio przez wzgląd na kolor. Choć jeżeli miałby tę są konsystencję co ten catricowy z Hidden World. Hmm... pewnie musiałabym się zastanowić :).

Lakiery




Pastele w ładnych butelkach *_*. Czyli jak choć trochę uszczęśliwić Mademoiselle Chaos. Oprócz bananowego podobają mi się wszystkie, ale jeżeli zdarzyłaby się ta cudowna chwila i mogłabym podumać nad nimi przed szafą, to nie skusiłabym się na tyle. W sprawie lakierów mój zdrowy rozsądek (a może lenistwo) zwycięża, bo kiedy jestem padnięta to raczej nie myślę o malowaniu paznokci. Chyba, że to są ładne pastele...

Pachnący top coat



Czyli zaczyna się lista rzeczy, których do szczęścia mi nie potrzeba. Choć wiem, jak ważne dla trwałości lakieru jest ważny top coat, to go zwykle nie używam. Nie mam cierpliwości do czekania na wyschnięcie wszystkich warstw lakieru. Jeszcze miałabym położyć na to wierzchnią warstwę? -_- Poza tym w tej dziedzinie mam swojego ulubieńca (no bo czasem wypadałoby zakryć te ślady pościeli)- żelowego Better Than Gel Nails. Daje naprawdę piękny efekt i nie zamienią go nawet na rzecz zapachu truskawek.

Naklejki 



Pamiętam jak mi ich było szkoda, kiedy znalazły się w limitce, która z kolei nie znalazła się u nas. Jednak teraz nie wyobrażam sobie paradować z czymś na paznokciach, które wystaje na parę milimetrów. Ładne to jak się patrzy na to en face, ale z boku? Poza tym z moją manią zdrapywania lakieru (nie bijcie!) te naklejki nie wytrzymałby długo. Jednak wielbicielki fiimo powinny być zadowolone.

Top coat



Kolejny lakier nawierzchniowy, którego pojawienie się nie bardzo ogarniam bo: a)po co wprowadzać drugi prawie taki sam kosmetyk do limitki (no chyba, żeby był to rozświetlacz :p) b) podobny jest w stałej ofercie, nawet opakowanie się niezbyt różnią. Chyba, że ktoś pomyślał o tych, którzy nie lubią zapachu truskawek. No cóż, powinnam docenić wspaniałomyślność producenta, ale przychodzi mi to z trudem. Może jest ktoś w stanie wytłumaczyć mi sens tego? Byłabym wdzięczna ;D

Catrice ma trochę inną wizję wiosennej limitowanki. "Ciężkość" niektórych kosmetyków trochę nie pasuje mi to klimatów budzącego się do życia świata. W zasadzie to tą LE trudno byłoby przypisać do jakiejkolwiek pory roku, więc przyjmijmy, że jest ona robiona bardziej pod aktualne trendy. Nie mniej jednak ja znajduję tam, więcej dupereli niż rzeczy, które rzeczy, które naprawdę mi się podobają, nie mówiąc o tych rzeczywiście potrzebnych. Poza tym mam wrażenie, że jest to taka nieudana kopia Urban Baroque. Sprawdźcie same:

Catrice Revoltaire

Paletki cieni do smokey eyes
Trudno odmówić tym opakowaniom urody, ale kolory zupełnie nie moje (znowu ;)). Póki co mam etap na topienie się w mnóstwie brązów, nude'ów ew. brzoskwini. O, jeszcze kochanym przez wszystkich kameleonku. No i przymierzam się do różowego cienia z Hidden World. Co ja to...? Miało być o paletkach. Choć zdarza mi się kupować coś dla samego opakowania, to tutaj sobie daruję. Swoją drogą, wiecie jak bardzo dziadowski jest pędzelek? Wiem, że nie można się niczego spodziewać po takim dołączanym to paletki,a le szczerze powiedziawszy już wolałabym pacynkę z obydwóch stron.

Matowe pomadki
Kolejne pudło! Mimo, że te pomadki mają szansę być podobne do AM to znowu kolory jakieś nie dla mnie. Jedynie ta pierwsza wydaje się być całkiem przyjemna, jednak średnio widzę taki matowy róż. Do środkowej nie mam przekonania, jak do wszystkich nude'owych pomadek. Ostatnia również nie przyda się na wiosnę, kiedy chcę wyglądać rześko. Szkoda, oj szkoda...

Pędzelek do ust
Tu sprawa wygląda dosyć ciekawie. Jeżeli byłby grubszy, można byłoby się nad nim zastanowić czy nie dałoby się go używać jako pędzelka do powiek. Ponadto jest wysuwany, więc bez obaw można byłoby go wrzucić do kosmetyczki na wyjazd.
Nie obraziłabym się gdyby wprowadzili taką chowającą się kulkę ;D. Z pewnością miałaby więcej zwolenników niż pędzelek do ust.

Róż
Jak już wspomniałam miliony razy nie ma co mnie kusić różowym różem ;). Mogłabym paplać o ciekawym gradienie. Całkiem ładnym opakowaniu. Jak pewnie ładnie będzie rozświetlać cerę.
Jednak po co mi to? Ludzie, ja chcę brzoskwiniowy róż!


Lakiery

Tutaj też sobie trochę pomarudzę. No ja wiem, że świat nie może się składać z pastelowych lakierów, brzoskwiniowych róży, pomarańczowych szminek, brązowych i cielistych cieni i jasnych podkładów, ale tutaj też nie znalazłam nic co mogłoby zwrócić moją uwagę. Nic, po prostu nic.
No i Essence wprowadziło Nude Glam, więc ekhm. Chyba wolę w tę stronę szafy.

Ogólnie rzecz ujmując to limitki takie dosyć wtórne: Fruity- Jelly Baby z , Revoltaire- Urban Baroque. Mogli zatrudnić Essenco- i Catricomaniaczki do wymyślania limitek, byłyby znacznie ciekawsze ;D. Do każdej pewnie byłby rozświetlacz :P. 
Jak wrażenia? Chciałybyście, żeby coś dotarło do Polski?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...