Strona główna

sobota, 20 kwietnia 2013

Kolorowe jarmarki. Catrice Hip Trip

Moda festiwalowa to dosyć wdzięczny temat, nie tylko dla producentów odzieży, ale również i kosmetyków. Choć samo pojęcie wydaje mi się śmieszne, bo moja wyobraźnia z trudem godzi powłóczyste pastelowe kreacje z błotnistym Woodstockiem bez wybuchu śmiechu to jednak kolekcje makijażowe zawsze zwracały moją uwagę. Nie, nie dlatego, że grubą tapetę uważam za jak najbardziej odpowiednią na tego typu okazje. Po prostu producenci dokładają wszelkich starań nad poprawieniem trwałości takich kosmetyków, co jest niezwykle przydatne w codziennym życiu bez czasu na poprawki. Co Cosnova wymyśliła tym razem?


Paleta cieni do oczu | Eye Shadow Palette

C01 Haunting Melody

Żelowa pomadka do ust | Sheer Lip Colour

C01 The Salmon Dance C02 Wheels On Fire C03 Nude & Rude


Nawilżający brązer | Hydrating Bronzing Powder


Satynowy róż | Satin Blush

C01 Light My Fire

Lakiery do paznokci | Ultimate Nail Lacquers

C01 Blue Highway C02 Green Days C03 The Salmon Dance


C04 Wheels On Fire C05 Nude & Rude

Okładka na paszport | Passport Cover



Limitka nie jest z tych, na widok których serce zaczyna szybciej bić, niemniej przyjemnie się ogląda zapowiedź. Creative team Catrice przejawia niepokojącą słabość do dziwnych wzorów, które skłaniają do rozważań egzystencjalnych pt. Co autor miał na myśli?. Skrzyżowanie płomieni i znaku wodnika na większości opakowań i tym razem nie podbiło mojego serca, jednak na zakrętkach lakierów dało to niezwykle ciekawy efekt. Co do samych produktów to moje serce z góry jest podbite przez Sheer Lip Colour. Niezależnie od tego, czy, jak sugeruje nazwa, będzie to powtórka ze SpectaculART (niby opis sugeruje ten sam produkt, ale wiadomo jak to się kończy) czy Cucuby to zapowiada się świetny produkt. Podobnie ma się sprawa z nawilżającym brązerem, który kojarzy mi się z essence'owym Bondi Beach (który podobno też cechował się konsystencją mokrego piasku). Ciekawa formuła i ładny, niepomarańczowy kolor- j'aime ça! Róż wydaje się być również ciekawym wynalazkiem, jednak po przygodach z tym z Natventuristy raczej nie skuszę się ponownie. Mogłabym napisać o paletce cieni, że pewnie znów jakaś marna pigmentacja, ale chcąc Was zaskoczyć powiem, że ma bardzo ładne kolory. Z kolei odcienie lakierów to kompletnie nie moja bajka, no może poza Wheels On Fire... Tak z różowego do różowego płynnie zmierzam do okładki na paszport, która dla normalnych, dojrzałych ludzi uważana jest pewnie za badziew i kompletnie niepotrzebną rzecz. Ja z kolei uwielbiam wszelkiego rodzaju gadżety i mogę spokojnie przyznać, że przydałoby mi się takie coś. Mimo że staram się szanować rzeczy to paszport zdarza mi się upychać jak nie jest już potrzebny (znacie to świetne uczucie po tych wszystkich odprawach, szczególnie jak się ma lot w nocy?), więc w trosce o jego oryginalną okładkę chętnie kupiłabym produkt Catrice.

Chciałybyście ujrzeć Hip Trip w Polsce? Co byście kupiły? 

środa, 17 kwietnia 2013

Mydło i powidło. Mini wykłady o maxi produktach

Wiele produktów przemyka przez moją łazienkę właściwie bez echa na blogu. Powód jest prosty: większość produktów jest nad wyraz przeciętna i nie wyobrażam sobie pisania o nich całej notki (choć musicie mi przyznać, że pisanie elaboratów o niczym idzie mi całkiem nieźle). Stąd też narodził się genialny jak na moją pozbawioną logiki miarę pisania krótkich recenzji. Idea powszechna, ja wpadłam dopiero po prowadzeniu ponad rok bloga. Och, czuję się jakbym dopiero co odkryła, że koło jest okrągłe. 

Bez zbędnego przedłużania ;), dzisiaj rozprawimy się z...

Essence Pure Skin SOS Spot Killer | Preparat punktowy na wypryski


Zabójcę pryszczy kupiłam jak tylko odkryłam, że Natura sprowadziła również serię Pure Skin. Kiedyś, kiedy jeszcze można było spotkać tę serię w szafie wypróbowałam większość tych produktów i szczerze mówiąc nie podzielałam wszechobecnych zachwytów nad preparatem punktowym. Mimo to Spot Killer wyglądał na tyle zachęcająco, że wpadł do koszyka. I co? I nico.
Kosmetyk jest jakby dwufazowy- składa się z pudru i płynu, które po wymieszaniu i nałożeniu na skórę dają białą plamę, także jeżeli nie lubicie wyglądać zbyt dziwnie to nie polecam wychodzenia z tym z domu. W każdym razie daje to złudzenie, że coś się dzieje. Ja z kolei myślę, że nie stało się nic. Jak wyprysk mnie szpecił (albo jak ja szpeciłam wyprysk) tak dalej się spoufala z moimi wągrami. Tutaj wielkość nie ma znaczenia, bo zabójca pryszczy nie ruszy nawet muchy najmniejszego paskudztwa. Poza tym komfort nakładania jest żaden, bo niby wygodny pędzelek jest stanowczo za długi, przez co manewry za blisko oka mogą się skończyć katapultowaniem kropelek kosmetyku właśnie w te rejony. Ała, aż czuję to pieczenie jak to piszę ;). 
Co mnie najbardziej zaskoczyło to fakt, że ostatnio jak chciałam do niego wrócić to odkryłam, że po prostu wyparował. Otwarte opakowanie ujawniło jedynie puder, negocjacje w celu odnalezienia płynnego zbiega nadal trwają...

Timotei Organic Delight Health & Nourishment Shampoo | Szampon do włosów suchych


Linia Organic Delight od czasu wprowadzenia była dla mnie obiektem zainteresowania. Niemniej cena przez długi czas mnie zniechęcała, bo z reguły nie płacę za szampon więcej niż 10 zł. W związku z wycofaniem całej linii pewnego dnia kupiłam go w CND za jakieś 9 zł, ryzykując kolejnego niedostępnego ideału (tak wiem, to bardzo wzruszające). Na szczęście to zwykły szampon był.
Myć myje, bez efektów specjalnych. Jak na moje potrzeby trochę za słabo, cały czas miałam wrażenie niedomytych włosów. Teoretycznie średnio silny detergent (Cocamidopropyl Betainenie powinien wzmacniać pracy gruczołów łojowych, w praktyce musiałabym myć głowę codziennie (a wydajnością ten kosmetyk nie grzeszy) by zachować jako taki wygląd (podczas gdy normalnie myje włosy co dwa- trzy dni). Zadbane kudełki fajna rzecz, jednak co  mi po tym jak wyglądam na osobę, która nie widziała z tydzień łazienki tuż po wyjściu z niej?
Niemniej wina leży też po mojej stronie- wybrałam wersję do włosów suchych (druga wersja była wykupiona, a ja koniecznie chciałam wypróbować tę serię), dla których faktycznie mogłaby być ideałem. Poza tym walory użytkowe (słodki zapach i miękka tuba) stoją na całkiem wysokim poziomie jak na produkt drogeryjny.

Yves Rocher Nutrition Après-shampooing nutri-soyeux | (Za)Jedwabista odżywka



Tę odżywkę kupiłam razem w z tym szamponem, w czasie wyprzedażowego szału zakupów (bądź, jak kto woli, cierpiąc na wyprzedażowe zapalenie mózgu) w nadziei, że zastąpi mój ulubiony produkt Alterry Morela&Pszenica. Kolejny produkt, który nic nie robi (jak ja :D). Nie zauważyłam żadnego efektów zarówno doraźnych jak i długotrwałych. Niestety powinowactwo zapachu (puszczając wodze wyobraźni to pachnie jak mokre siano suszące się w słońcu) do wyglądu moich włosów nie zdziałało cudów. Przynajmniej nie kosztował majątku (na wyprzedaży- 6, 90 zł, w promocji- 9, 90 zł, regularna cena- 11, 90 zł), opakowanie mnie nie zniechęcało do użycia, przyjemnie się nakładał, a wydajność była na przyzwoitym poziomie. 

Miałyście któryś z dzisiejszych produktów?

środa, 3 kwietnia 2013

Krew, pot, łzy i kredka. Catrice Precision Eye Pencil

Trochę przedłużył mi się okres wykonawczy tej notki, jednak w tym czasie dorobiłam się jeszcze dwóch kredek, a więc będzie więcej swatchy :).
Jak już kiedyś wspominałam, kredek z reguły nie używam, bo nie umiem. Głównie przeraża mnie, stałą użytkowniczkę eyelinerów, stosunkowa nieprecyzyjność (jakie ostrzenie?) i nietrwałość. Dla llek robię wyjątek, jednak ze względu na wycofanie moich ulubionych kolorów staram się je w miarę oszczędzać. Miałam jeszcze kiedyś wciąż dostępną gorącą czekoladę, jednak jej plastelinowa konsystencja skutecznie zniechęcała mnie do jej używania. Tak sobie żyłam w eyelinerowym świecie aż do czasu wyprzedaży wycofywanych produktów Catrice przez Naturę i wygooglowania Precision Eye Pencil (za jedyne 6,99zł!). Przepadłam. Wildthing był jeszcze piękniejszy niż Think Khaki!


Jednak o kolorach za chwilę, teraz skupmy się na właściwościach. Te kredki po prostu biją na głowę Long Lasting od Essence. Są nawet trwalsze od eyelinera z Wibo! Tarcie oczu w ciągu dnia im nie straszne, a tłuste powieki to dla nich pestka . Zdziwiło mnie to niebywale, bo nakładają się bez problemu, charakteryzuje ich wręcz maślana miękkość. Przez to z tą precyzja jest tak sobie, jednak nie zgodzę się, żeby Precision Eye Pencil nadawały się tylko do rozcierania. Wystarczy tylko odpowiednia temperówka dla kredek automatycznych, w którą nowa wersja jest zaopatrzona. Cóż, ja jestem zbyt leniwa na to, stąd na swatchach takie grube krechy wyszły ;). Poza tym na uwagę zasługują bardzo ładne, nieco szorstkie opakowania. Poniżej możecie zobaczyć jak kolory na nakrętce świetnie oddają te w rzeczywistości.

070 I Wood If I Could 080 Wildthing 110 My Ninja Purple

Po naprawdę mocnym przetarciu. Zaczerwienienie skóry nie jest przypadkowe

070 I Wood If I Could- brąz z dużą ilością drobno zmielonych drobinek. Jest to niezwykle ciekawy odcień, bo w świetle słonecznym ujawnia swoje bordowe tony
080 Wildthing- kolor, od którego wszystko się zaczęło :D. Jest to złocisty odcień khaki, również ze sporą ilością drobinek, jednak dużo większych od tych w 070
110 My Ninja Purple- fiolet ze drobnym shimmerem, nieco szarawy

080 Wildthing
080 Wildthing w świetle słonecznym
080 Wildthing- zdjęcie z lampą
070 I Would If I Could w świetle słonecznym 
070 I Would If I Could- zdjęcie z lampą
Czujecie się skuszone? Dla tych, które przeoczyły lub zapomniały przypominam o promocji w Drogeriach Natura


Ja wybrałam dwukolorowy róż, 010 Raspberry Ice Cream :). O Pink Grapefruit Shake z tej samej serii pisałam tutaj.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Pielę ośnieżone grządki. Essence Guerilla Gardening

Dzisiaj pierwszy kwietnia (niestety, piszę tak jak Miodek przykazał, nie jak Kamila), jednak mam nadzieję, że to, co za chwilę zobaczycie nie jest żartem (Trolling level: Master), bo limitka jest naprawdę sensowna. Co prawda nie przebije Blossoms etc., nawet w wersji okrojonej, ale trudno będzie kiedykolwiek zrobić coś lepszego na wiosnę (choć, wiadomo, trzymam kciuki za creative team Essence). Ta propozycja będzie idealna dla osób lubiących kolory ziemi i czyste, wyraźne barwy. Wiecie, ziemia, kwiaty, taka sytuacja. Ja tam wolę pastele, ale jak się nie ma, co się lubi... to przynajmniej można popatrzeć. Do czego Was serdecznie zapraszam :).

Guerilla Gardening

Eyeshadows | Cienie
01 Garden up! 02 My piece of land 03 Plant the planet

Eyebrow mascara | Tusz do brwi

01 Garden girls 02 My piece of land

Lip cream | Pomadki w kremie
01 Mission flower 02 Floral glam

Cream to powder blush | Róż w kremie zamieniający się w puder
01 Mission flower 02 Floral glam


Nail polishes | Lakiery do paznokci
01 I'm the moss 02 Plant the planet 03 Mission flower 04 Floral glam



Nail effect powder | Puszek do paznokci
01 I'm the moss 02 Mission flower

Nail art multi effect brush | Pędzel do zdobienia paznokci



Hair tie | gumki do wlosow


Nie ma tu w zasadzie rzeczy, które musiałabym mieć, bo inaczej skonam z rozpaczy. Cienie są bardzo w moim typie (brąz+beż), jednak mam takich na pęczki. Zieleń za to wygląda kusząco, soczyście, acz nie neonowo, zarówno jeżeli chodzi o cień, jak i lakier (niestety reszta jest przeciętna). Tusze do brwi zawsze się przydają, fajnie, że wypuścili je w dwóch kolorach. Wielka szkoda, że do pomadek w kremie i róży wybrali tak jednoznaczne, ostre kolory. Nie mam nic przeciwko zdecydowanym barwom, niemniej w stałej ofercie brak mi jakiegoś pośredniego koloru, np. koralu (ćwiczymy wymowę!), a limitki zamiast urozmaicać, pogłębiają ten podział. Jaśniejszy lip cream może dawać taki efekt, jak moja wariacja ze Smooth Berry, czyli w moim przypadku nie do końca udana kombinacja zimne tony + ciepły typ urody. Puszki do zdobienia paznokci to kolejny świetny pomysł, niestety dla mnie kolorystyczna porażka. O opasce nie wspomnę, po prostu czuję jak nieznośnie się starzeję.
Ogólnie zapowiedź limitki podsumowałabym jako połączenie ciekawych produktów i niezbyt interesujących kolorów. Czy tylko mi do przyszło na myśl?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...