Dzisiaj przedstawię Wam wybawcę moich tłustych powiek ;). Widziałam zachwyty na wątku, na blogach, ale jakoś odwlekałam moment zakupu. Jednak co ma się stać się nie odstanie, więc teraz jestem w posiadaniu aż trzech Coppy right, Steel the show oraz Camp rock. Dużo (biorąc pod uwagę zbliżone kolory)? Na tym się napewno nie skończy- chcę więcej!
Trudno się dopatrzeć minusów w samych cieniach, jednak jest jedna wada całego produktu, która aż wali po oczach- opakowanie. Jak ono mi się szaleńczo nie podoba! Takie paskudne, militarne, zupełnie odwortne do mojego poczucia estetyki. Pewnie dlatego tak długo wzbraniałam się przed tymi cieniami- jakoś nie umiałam pogodzić się z faktem, że taki brzydal zamieszka w mojej kosmetyczce. Niemniej opakowanie jest dosyć funkcjonalne- zrobione z wytrzymałego plastiku, w dodatku akcent na pokrywce pokazuje, z którym kolorem mamy do czynienia.
|
Copy right, Steel the show, Camp rock |
Wszystkie odcienie są metaliczne i mocno kryjące. Wszystko to za sprawą zbitej konsystencji (nietknięta powierzchnia powinna być trochę pofałdowana- nie znaczy to o ich zepsuciu). Jeżeli nie miałyście nigdy do czynienia z tymi cieniami to wyobraźcie sobie glinę, która po dotknięciu palcem zostawia dużo pigmentu ;). Nie próbowałam ich nakładać niczym innym niż palcem, bo wydaje mi się, że pod wpływem ciepła lepiej się je aplikuje na powiekę. Używanie ich nie jest problematyczne, bo wystarczy napaćkać ile się chce, a potem rozetrzeć ;).
|
Copy right |
|
Steel the show |
|
Camp rock |
Potem to już trzymają się jak przyspawane! Byłam w niezłym szoku jak po przyjściu do domu zobaczyłam je dokładnie na tym samym miejscu, gdzie były rano. Nawet na powiekach mojej mamy, gdzie trwałość cieni określiłabym jako jeszcze tragiczniejszą od mojej, trzymały się i nie starły się nawet jak nieopatrznie przetarła ręką oko.
Dzięki ich wspaniałej pigmentacji i trwałości mogą posłużyć jako eyeliner i baza pod cienie, także kupując Stay All Day dostajemy wielofunkcjonalny kosmetyk. Tradycyjnie moim normalnym cieniem kontrolnym stał się piękny, choć mało napigmentowany cień Catrice z limitki Out of Space. Camp rock cudownie podbił jego kolor i zaczęłam go odkrywać na nowo.
|
Cień Catrice Venus vs. Mars położony na Stay All Day Camp rock |
Przy tak zbitej konsystencji nie trudno było się domyślić, że swoją wydajnością dorówna trwałości. Moja mama tak się z nim polubiła, że od paru miesięcy używa go niemal codziennie i choć wykopała w nim niezły dół to widać, że jeszcze długo posłuży ;). Zdecydowany hit!
Krótkie podsumowanie:
+trwałość
+świetna pigmentacja
+łatwość w nakładaniu
+wydajność
+cena (11,99zł)
+multifunkcjonalność
Ten niezwykły (jak dla mnie) cień w kolorze szarości przełamanej butelkową zielenią możecie wygrać w
wiosennym rozdaniu :)
Też je lubię.A jesli masz jeszcze dostęp do limitki CC to polecam cienie.Są właściwie identyczne.
OdpowiedzUsuńja takich w kremie nie tykam ale trzeba przyznać że te wyglądają oszałamiająco <:
OdpowiedzUsuńCoppy Right jest piękny
OdpowiedzUsuńwłaśnie mi przypomniałaś, że ja też mam te cienie i w ogóle ich nie używam, muszę to nadrobić pręciutko:)
OdpowiedzUsuńprzepięknie wyglądają te kolory :O Muszę je mieć :))
OdpowiedzUsuńLubię - mam jeden, coppy right - i lubię, akurat dziś uratował mi tyłek :P
OdpowiedzUsuńbardzo lubię te cienie :) muszę dokupić sobie resztę kolorów.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię te cienie. Mam Glammy i Steel The Show i oba są naprawdę świetne. Zwłaszcza Glammy jest mega trwały i uwielbiam makijaż nim wykonany :)
OdpowiedzUsuńMam kilka kolorów ale jeszcze nie używałam;)
OdpowiedzUsuńTeż długo się im opierałam, ale w końcu i w mojej kosmetyczce gości pierwszy z tej serii :)
OdpowiedzUsuńMam jeden-chyba Camp rock,ale gdzieś go schowałam i znaleźć nie umiem :D:D
OdpowiedzUsuń