Ze mną nie jest łatwo, mając swój ideał porównuję i będę porównywać obecny stan rzeczy do tego właśnie ideału. Szczególnie, że ten ideał w postaci szminki Colour Bomb istnieje (czego nie można powiedzieć o innych ideałach), więc nie możecie mnie nazywać niepoprawną marzycielką (tym razem).
OK, let's do this.
Opakowanie wygląda na całkiem solidnie, póki co nie próbowałam przejeżdżać nim monster truckiem, więc nie mogę być tego taka pewna. Poza tym ma w sobie to coś, co lubię- jest ciężkie. Nie lubię lekkiego plastiku, dlatego nie przepadam w tym względzie za pomadkami Essence. Choć gdyby Colour Bomb była w kartonie to nawet bym nie narzekała ;). Jednak w jej przypadku właściwie nie ma na co narzekać- szczerze mówiąc bardziej mi się podoba opakowanie Revoltaire- srebro z matowym motywem daje ciekawy efekt. Niemniej nie chcę tak bardzo jej faworyzować i powiem, że nie wydaje się być tak wytrzymała jak Hollywood Fabulous, ale póki samoczynnie się nie otwiera wcale mi to nie przeszkadza.
Ja wiem, że nie można się zbytnio sugerować zdjęciami promocyjnymi, które lubią odbiegać od rzeczywistości, ale Marlene's Favourite mnie na początku rozczarowała, bo zamiast wymarzonego koralu okazał się być zgaszonym różem. Nazwijcie to jak chcecie (typu zakupoholizm sięgnął zenitu), w końcu ją wzięłam (bo dziewczyny na Wizażu...) i z biegiem czasu zaczęłam ją coraz bardziej doceniać. Raz, że stawia kropkę nad "i" niewymuszonej elegancji, ponadto świetnie pasuje do całej limitki, a przy tym nie jest żadnym odcieniem czerwieni (nie to, żebym nie lubiła) i co więcej podkreśla usta, ale nie wysuwa ich na pierwszy plan. Niestety nie wygląda tak soczyście jako Colour Bomb (która u mnie nie rzuca się tak bardzo w oczy), ale gdzieżby tam przyrównywać niebo do ziemi. Jak dla mnie Colour Bomb, nie przesadzam, pasuje do wszystkiego, zawsze mi poprawia humor, nawet w deszczowy poranek i dzięki niej moja twarz ożywa mimo zmęczenia albo małej ilości snu.
Marlene's Favourite z Hollywood Fabulous 40ties |
Colour Bomb z Revoltaire |
Marlene's Favourite | Colour Bomb |
Colour Bomb | Marlene's Favourite |
Największą wadą szminki z Hollywood Fabulous 40ties jest jej konsystencja. Oto pierwsza pomadka, która mi się najzwyczajniej w świecie zważyła. Potem trochę ją oswoiłam, niekiedy się ważyła i tak ma okresowe fochy do dzisiaj. Czasami jest gorzej, czasem lepiej, jak jest gorzej to po prostu ją wklepuję. Ogromna szkoda, że nie powtórzyli tej konsystencji z Revoltaire, bo tamta to po prostu mistrzostwo. Nic dodać, nic ująć- nigdy bym nie pomyślałam, że matowa szminka może być tak przyjemna! Jednak kiedyś zastanawiając się nad sensem życia doszłam do wniosku, że Marlenka to taka zimowa, cięższa wersja szminki rewolterowej, tylko po prostu głupio głupio zrobili, że nazwali je tak samo. Może to było celowe, żeby takie jak ja napaliły się na formułę Velvet Lip Colour?
Macie którąś ze szminek?
Colour Bomb rządzi! Nigdy nie sądziłam, że będę się tak dobrze czuła w takim neonie. Na Marlenę miałam chętkę, ale jak zobaczyłam, że jest różowa, to sobie odpuściłam...
OdpowiedzUsuńKolorki faktycznie fajne, ale ta wada to jakaś taka nietypowa.
OdpowiedzUsuńColor Bomb jest piękny!!
OdpowiedzUsuńA ja nie lubię szminek, zdecydowanie wolę błyszczyki :)
OdpowiedzUsuńMam Marlenkę i wielką miłością do niej nie zapałałam. No i wydaje mi się że na moich ustach jest o wieeele ciemniejsza :(
OdpowiedzUsuńMnie żadna szminka z Hollywood nie skusiła, ale za to przygarnęłam czerwoną szminkę (Bloody Red) z Revoltaire a Colour Bomb jest przeboska<3
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze żadnej szminki z Catrice nie miałam. Jeszcze!
OdpowiedzUsuńNo następna paluchowskazywaczka! Jeszcze rozumiem, gdybyś pisała o tym nieszczęsnym ukochanym mym centrum wszechświata, ale o szmince? Ja szminek nie lubię (a powinnam) i patrząc na fotki, jest mi przykro, ze leżałyby :D
OdpowiedzUsuńTy niedobra Tyyyyyy!
nie podoba mi się, jak się zbiera w zmarszczkach, niby kolor ładny, ale nie kupiłabym
OdpowiedzUsuńMam pomadki z obu tych limitek i mam podobne odczucia jak Ty. Chociaż Holly Rosewood z HF40 nic złego mi nie zrobiła, to jednak jest bardziej tępa niż Bloody Red z Revoltaire (:
OdpowiedzUsuńUwielbiam obie. I widzę dużo różnic. Ale chyba jednak lepiej mi się Marlena nosi, tzn. dłużej.
OdpowiedzUsuńmam inną catrice i też problem z tym że lubi się zważyć...
OdpowiedzUsuńRzeczywiście konsystencja tych szminek z Catrice Hollywood jest dziwna... Mam dwa odcienie - ten bordowy i Marlenę. Kolory cudne i bardzo trwałe, ale trzeba trochę cierpliwości ;P.
OdpowiedzUsuńJa mam Colour Bomb :) A na szminki z Hollywood niestety zupełnie się nie załapałam, więc nie mam co marzyć nawet ;) Może to i lepiej, że jest trochę mniej fajna... ;)
OdpowiedzUsuń