Zacznijmy od początku, bo chyba tak najlepiej. Opakowanie choć szklane, jest naprawdę solidne (chyba mi kiedyś spadł i oprócz delikatnego przemieszczenia nic nie zauważyłam). Nie ma specjalnych walorów estetycznych, więc nie tracę czasu na gapienie się na niego tylko od razu działam. Zakręca się bez problemu (w niektórych opakowaniach jest tak, że trudno znaleźć położenie nakrętki, aby zamknąć opakowanie, na szczęście żelków to nie dotyczy). Nakrętki mają różne kolory, dzięki czemu można szybko zidentyfikować jaki odcień się kryje w opakowaniu.
I tutaj zaczyna się różnorodność, bo zależnie od koloru, różnie się zachowują.
Najpierw weźmy pod lupę czarny, czyli Midnight in Paris. Na początku konsystencja nie jest żelowa. Jak wspomniałam w tytule to właśnie takie miękkie masło. Jeden fałszywy ruch i mamy cały pędzel w smole. Ile ja się naklęłam przy malowaniu się tym eyelinerem! Tak marzyłam, żeby w końcu stwardniał. I co? Po pół roku stał się typowym żelkiem i znowu mi nie odpowiada. Jednak wolałam tę półpłynną konsystencję, bo zdecydowanie się go lepiej nakładało. "Masełko" nakładałam na pędzel, ciach, ciach i gotowe. Po żelku muszę trochę pojeździć, nałożyć kawałek, znowu sięgnąć do opakowania i dołożyć resztę. Niezbyt wygodne, szczególnie jak mam 5 minut to wyjścia.
Jednak niezależnie od konsystencji eyeliner zawsze robi piękną kreskę już przy jednej warstwie. I to sprawiło, że nie rzuciłam go w kąt i dalej wiernie przy nim trwam. Praktycznie codziennie robię nim kreskę, chyba, że kompletnie nie mam czasu.
Kolorowe żelki nie towarzyszą mi tak często, głównie dlatego, że na co dzień nie koniecznie chcę kombinować z barwnym makijażem. Choć muszę przyznać, odcienie są cudowne! I love NYC to nieoczywisty szmaragd, cudownie wyglądający w słońcu i idealnie współgrający z catricowym C'mon Chameleon. Fioletowy Berlin rocks też jest niczego sobie i mimo że pasowałby bardziej do moich zielonkawych oczu to jakoś częściej sięgam po zielony eyeliner niż "filet" :D. Jakoś kolor mi bardziej pasuje, sama nie wiem czemu.
Ich konsystencja od początku była typowo żelkowa, z czasem minimalnie twardnieje. Niestety, nie dają tak świetnego krycia jak Midnight in Paris, zdarzają się prześwity.
Jeżeli chodzi o trwałość to tutaj mam największy dylemat. Na środkowej części powieki wytrzymuje spokojnie cały dzień. Niestety jeżeli zachce mi się zrobienie kreski od wewnętrznego kącika to niemal natychmiast odbija mi się na dolnej linii. Tak samo z jaskółką, która mi się kseruje jeżeli jej nie przypudruję. Biorąc pod uwagę moją problematyczną skórę jest to naprawdę niezły wynik. Wydajnością też powala- w życiu nie udałoby mi się zużyć ich w przepisowym czasie (pół roku).
U mnie najlepiej sprawdził się pędzelek z kałamarza z Wibo. Jest na tyle cienki, że bez problemu maluję kreskę o takiej grubości, jaką chcę. Jeżeli nie chcecie kupować innego eyelinera to warto pójść do sklepu dla plastyków bądź Empiku- z łatwością można znaleźć idealny dla siebie pędzel.
Ja uwielbiam ten czarny eyeliner, trochę ciężko się nim operuje ale daje radę ;) Gorzej ze zmywaniem. Muszę zacząć się oglądać za pędzelkiem do eyelinera, bo mój już jest tak wymolestowany, że daleko mu do ideału ;p
OdpowiedzUsuńRównież męczyłam się z jego zmyciem do czasu odkrycia OCM ;)
UsuńJa mam kolor 02 i ma jakieś dziwne drobinki.. ;[
OdpowiedzUsuńPolowałam na niego, ale nigdzie go nie znalazłam na wyprzedaży
UsuńJa mam kołamarz z Wibo i nie lubimy sie za bardzo, kupię albo w pisaku albo żelowy. Jeszcze nie zdecydowałam.
OdpowiedzUsuńJa z kolei odradzam w pisaku, przynajmniej ten z Essence z linii Sun Club http://mapetitegloriole.blogspot.com/2012/08/medal-w-krotkotrwaosci-w-kategorii.html
Usuńuwielbiam te eyelinery-mam wszystkie odcienie i z trwogą myślę o dniu w którym stwardnieją i będę musiała powyrzucać :( a jak wiadomo essence wycofało praktycznie wszystkie odcienie :(
OdpowiedzUsuńja nakładam tym pędzelkiem z manhattanu i nie wyobrażam sobie innego do tej czynności;p
Pędzelek z Manhatannu służy mi do nakładania kolorowych żelków, w szczególności tego z Bondi Beach :D
UsuńMam ten zielony i go nie cierpię :/
OdpowiedzUsuńJa go lubię, ale ostatnio coś go odstawiłam na boczne tory
UsuńMam zielony :D i bardzo go lubię. Teraz czaję się na klasyczną czerń i muszę szybko poczynić zakup, bo czeka mnie wesele i o! Bez kreski nie mam mowy, a zieleni jednak nie chcę ;)
OdpowiedzUsuńPS. Jestem, żyję, ale z doskoku. Poprawię się! Obiecuję! Musisz mi wybaczyć ;)
No nie wiem, nie wiem ;)
UsuńAle robisz idealna kreske, az zazdroszcze :)
OdpowiedzUsuńNie jest taka idealna, niemniej jednak dziękuję ;)
Usuń