Strona główna

środa, 27 czerwca 2012

Naturalne kosmetyki z marketu? Bio naïa Ma crème éclat hydrante

Przyznaję się- boom na naturalne kosmetyki dopadł i mnie. Oczywiście nie zrezygnowałam całkowicie z chemii, nie mam kosmetyków samorobionych (nie licząc specyfiku do OCM) i (what a shame!) nie zawsze dokładnie czytam składy. Niemniej jednak gdy mam do wyboru typowy kosmetyk drogeryjny a naturalny to nie ma o czym mówić, gorzej jak coś wymaga zamówienia przez internet i posiada inne utrudnienia.
Od czasu, gdy Siempre la belleza pokazała serum z Avy zaczęłam się rozglądać za jakimś kremem z lepszym składem, bo moja twarz ma swoje fochy i byle co jej nie podpasuje. Niemal od raz chciałam kupić krem z linii Eco Garden, ale wizja wydania 28zł za krem (zwykle mieszczę się do 15zł) nie bardzo mi się uśmiechała. Podczas zakupów w E. Leclerc natknęłam się na kosmetyki Bio naïa, na które polowałam od czasu zobaczenia ich u Charmain, czyli gdzieś od stycznia. W mojej mieścinie ujrzałam je dopiero początkiem maja, ale też niespecjalnie się za nim rozglądałam po miesiącu intensywnych poszukiwań. W końcu dopadłam, oczarowana ceną i certyfikatem Eco cert wrzuciłam do koszyka.
Znowu taki przydługi wstęp. No trudno, mam nadzieję, że się przyzwyczaiłyście po niecałym roku ;).



Nie powiem, opakowanie nie kusi do zakupu. Brudnobiała tubka, obklejona przez prawie pół opakowania naklejką z opisem i składem, w dodatku sklep nie przyłożył się do reprezentacyjnego wyglądu, bo wszystkie kremy na półce były czymś ubrudzone. Jednak opakowanie ma niebywałą zaletę (jak na polskie warunki)- posiada zabezpieczenie w postaci plastikowego paska, więc od razu widać czy był otwierany.


Jak już napatrzymy się na tubkę to czas przejść do działania. Krem ma wyważoną konsystencję- nie jest ani przesadnie gęsty, ale też nie przecieka przez palce. Mimo że naturalne kosmetyki kojarzą się zwykle z zabarwieniem a ciepłych kolorach (podobno kremy Avy są delikatnie żółte) to ten akurat ma barwę białą, więc nie powinien nikogo odrzucać. O ile zatem nie podrażnia naszego zmysłu wzroku tak niestety odpycha mnie zapachem. Krem w swoim składzie ma wyciąg z borówki i właśnie ona dominuje w zapachu. Jednak jeżeli myślicie, że jest to delikatna woń owocu prosto zerwanego z krzaczka to muszę Was rozczarować- krem daje po nosie chemią. Przez pierwsze użycia nie przeszkadzał mi specjalnie, ale po miesiącu stał się nieznośny.
Szkoda, że w tej kwestii idzie mi tak opornie z tym produktem, bo sam w sobie nie jest zły, jak na krem poniżej 10zł. Nie daje co prawda jakiegoś uczucia fali nawilżenia czy ukojenia, ale aktualnie przy mojej tłustej cerze nie bardzo jest mi to potrzebne (choć zdarzało mi się, że przy nawilżającym kremie budziłam się z uczuciem ściągnięcia). Nawilża, nie natłuszcza, co jak łatwo się domyślić jest mi bardzo na rękę. Trochę trzeba uważać przy nakładaniu go, bo przy niewłaściwym rozsmarowaniu zostawia białe ślady. Lepiej też nie nakładać go zbyt dużo za jednym razem (nawet w opisie jest o małej ilości), bo ciężko go potem nałożyć. Niemniej jednak wchłania się ekspresowo, do półmatu.


Krótkie podsumowanie
+bardzo tani (około 9zł)
+certyfikat EcoCert
+szybko się wchłania
+ nie pozostawia uczucia tłustości
+nawilża na dosyć długo
+konsystencja
+wydajność
+zabezpieczenie opakowania 
-chemiczny zapach
-opakowanie
-małe problemy przy nakładaniu

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy, rozejrzę się za nim :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie spotkałam się z tymi kosmetykami, muszę się przyjrzeć :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie muszę przyjrzeć się kosmetykom ze swojego marketu, nawiązując do tytułu :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...