Strona główna

środa, 29 sierpnia 2012

Chaos z mojego biurka już (ponad) rok w Internecie

Właściwie tego posta miało nie być, bo wstyd się przyznawać, że już tyle czasu minęło, a ja tak niewiele zrobiłam. Jednak przyszła taka refleksja, że chociaż ja nie mam za bardzo czego świętować, tak Wam chcę podziękować za ten rok (i dwa dni ;)), który spędziłyśmy razem wzdychając nad limitkami, rozkładając na części pierwsze kosmetyki i dzieląc się opiniami. Chyba więcej wiedzy czerpałam z Waszych komentarzy niż Wy z moich postów ;D. Swoją działalnością na tym blogu, choćby najmniejszą, na tym blogu współtworzycie go i za to Wam z całego serca dziękuję :).
Dziękuję (kolejność przypadkowa)
Pink Caster Sugar, która postawiła tutaj pierwszy komentarz niczym Neil Armstrong stopę na Księżycu (i która wiernie komentowała moje wypociny)
Zoilii, komentującej również od prawie samego początku, nierzadko ;p jako pierwsza
Jofce za słodzenie mi w chwilach zwątpienia :D
The Wonderful Pinkness, której rady lakierowe ułatwiły mi malowanie paznokci, a nienaganny manicure dopingował do zaniechania obgryzania skórek (i za różne inne rzeczy ;))
Madzi, komentującej na tyle skutecznie, że zdobyłam perfumy, które uważałam za dawno nie osiągalne, za wszystkie optymistyczne komentarze (nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, że ktoś o mnie pamięta po tym jak napisałaś "Fajnie że wróciłaś!!! :):)")
Siempre, której chyba nigdy się nie odwdzięczę za to wszystko :D i która wygrzebała dla mnie kulki Posejdona (jakkolwiek to brzmi to rozświetlacz z Poseidon's Love), żeby je zeswatchować
Moris za off-topy ;) (i nie tylko)
mala9mi za to, że się ucieszyła z mojego powrotu :P
Edycie Joannie za częste, rzeczowe komentarze
Wdowie Po Stalinie, która komentowała jak inni nie komentowali ;)
Darkness, od której z komentarzy zawsze dowiadywałam się czegoś nowego
JuicyBeauty- odkąd się pojawiła, chyba nie opuściła ani jednej notki ;)
One_LoVeObsessiondzollsZzielonejanne-mademoiselle i MadAsAHatter- kolejnym osobom, które pojawiły się tutaj w początkach mojej działalności, a które ciekawymi komentarzami motywowały mnie do pisania
Wszystkim innym komentującym- taki znak od Was, że strona nie tylko otwarta, ale i jej treść przyswojona zawsze dla mnie dużo znaczył
Wszystkim obserwującym i nie-obserwującym, a czytającym :)

Czas chyba zakończyć ten post, bo zaczęło się robić jak na gali rozdania Oscarów ;).
Jak widać wróciłam, zapewne w najbliższym czasie (może jutro?) pojawi się notka wrażeniowa z podróży jak chcecie, a jak nie chcecie to i tak się pojawi ;D. Przygotujcie się nad rozwodzeniem nad pierdołami, choć po tym roku już się pewnie uodporniłyście.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Lepszy brat. Essence A New League cień Soft Touch Eyeshadow 01 My Caddy In The Wind

Dawno temu w odległej galaktyce (albo za czasów starej nazwy bloga, zwał jak zwał) pisałam o niecnych cieniach jakimi były suflety od Catrice. Moje powieki jednak nie lubią monotonni i cień Stay All Day Essence przestał im wystarczać. Na początku czerwca zupełnie nieoczekiwanie w moje ręce wpadł cień Soft Touch z limitowanki A New League. Miłość od pierwszego maźnięcia- nie był tak twardy jak SAD, ale też bardziej stabilny od Made To Stay. Jednak mając cały czas w pamięci nieudany romans z ostatnim pozostawałam czujna ;).


Opakowanie, może nie tyle, co mnie zachwyciło to po prostu mi się spodobało, bo w przeciwieństwie do SAD jest szklane (choć estetyką jeszcze mu daleko do cieni z Ballerina Backstage). Nie jest też takie wygodne- te z BB są niższe, więc bez problemu można wydobyć produkt mając długie paznokcie. Jeżeli chodzi o ANL to tu widzę masakrę w połowie opakowania...


Konsystencja, jak już wcześnie pisałam, że przecudowna- miękka jak masło, nie trzeba się męczyć tak jak w przypadku cieni w kremie ze stałej oferty, można powiedzieć, że sam się nakłada. Szczególnie opisywany kolor, My Caddy In The Wind, jest idealny na nieogarnięty poranek, kiedy to chcemy wyglądać świeżo. Poza tym wystarcza niewiele, żeby pomalować całą powiekę, zatem powinien być wydajny. Konsystencja jest bardziej mokra od tej z Ballerina Backstage, więc (jeśli się pospieszymy ;)) nieco lepiej podbija kolor cieni.
Krótko po zakupie zauważyłam, że produkt zastyga na skórze, przez co męczyłam się ze zmyciem przez dłuższą chwilę. Ja oczywiście cała w skowronkach, bo oto znalazłam kolejny cień idealny, który się polubił z moimi tłustymi powiekami. Niestety, w rzeczywistości nie było tak różowo. Nie jest tak trwały jak SAD, a myślałam, że przez to zastyganie będzie odwrotnie. Ku mojemu zaskoczeniu kompletnie sobie nie poradził z drzemką- po pół godzinie trudno było zauważyć, że cokolwiek tam było.

Po lewej A New League My Caddy In The Wind, po prawej Catrice Eye Souffle Yes, I wood



Krótkie podsumowanie
+konsystencja
+multifunkcjonalność
+kolor, idealny dzienniak
+cena (9,99zł, w promocji 4,99zł, potem 0,99zł)
+wydajność
+/-opakowanie
+/-trwałość

Podsumowując, nie żałuję, że go kupiłam, ale nie będziemy żyć długo i szczęśliwie. Może bardziej go polubię na jesień, zimę, kiedy to nie specjalnie chce mi się eksperymentować z makijażem ("jeszcze 5 minut...") ;)

czwartek, 23 sierpnia 2012

Odchudzający lip tint? Essence A New League Lip Tint

Mój refleks jest do pozazdroszczenia- do Rossmanna weszła już nowa limitka, a mnie dopiero przypomniało się, że warto byłoby opisać produkty, które kupiłam. Może (a raczej z pewnością) nie dostaniecie ich w stacjonarnym sklepie, ale jak gdzieś zobaczycie na wymiance itp. to przynajmniej będzie wiadomo, że warto się zainteresować danym produktem. Wbrew pozorom ciekawych rzeczy z tej limitki jest naprawdę sporo, a co ważniejsze- jakościowo wypadają równie pozytywnie.
Dzisiaj przyjrzymy się lip tintowi i dowiecie się, co mam na myśli pisząc o nim "odchudzający" (ale o tym później, narazie potrzymam Was w niepewności ;)).



Opakowanie nawiązuje do estetyki całej limitowanki, podobać to mi się nadzwyczajnie nie podoba, ale przecież wszyscy wiemy, że liczy się wnętrze (przynajmniej dla Kuby Rozpruwacza). Aplikator to ta sama wkurzająca gąbeczka o kształcie klepsydry, która nijak mi pomaga w równomiernym rozprowadzaniu kosmetyku.



Co jak na pokazanym zdjęciu nie jest rzeczą prostą (specjalnie dałam też w mniejszej wersji, bo w powiększeniu nie wygląda to tak źle). Pokrycie ust cienką warstwą, a następnie roztarcie nie jest jakimś wyczynem, ale schody zaczynają się jak chcemy dać grubszą warstwę... Nie bójcie się jednak, później to wsiąka i dochodzimy do w miarę jednolitego koloru, niestety tracąc przy tym na połysku.


I usta zaczynają się niemiłosiernie kleić. Był kiedyś taki żart, że plastry odchudzające działają tylko wtedy, kiedy zaklei się nimi usta. Tutaj ten błyszczyk spełniłby się znakomicie w takiej roli. Idealny prezent dla zbyt gadatliwej ukochanej, hue, hue.
Wracając do normalności, muszę stwierdzić, że nie jest to taka wkurzająca kleistość jak błyszczyków Stay With Me (jakoś od razu mi się skojarzyły obydwa te produkty, bo identycznie pachną- dla niewtajemniczonych- chemiczny zapach, ale nie odpychający), że nie chciałabym w nim wyjść w wietrzną pogodę z rozpuszczonymi włosami. Pomijając moment, w którym usta zlepiają się to lip tinta prawie w ogóle czuć. Na początku (przynajmniej u mnie) czuję mrowienie jak w błyszczykach powiększających usta (niestety nie robi tego), potem mogę sobie spokojnie z nim żyć.



Trwałością też nie powala- barwi, jak to lip tint ma w zwyczaju na długie godziny, jednak to wierzchnia nie zostaje znowu tak długo (nie mówiąc już o zjedzeniu czy wypiciu czegoś).
Co zatem sprawiło, że tak bardzo lubię ten zdziwaczały produkt? Jego kolor to jedna z moich ulubionych czerwieni, na niektórych swatchach może dawać wrażenie pomarańczowego. Nie trudno się domyślić, że jest to katastrofa dla odcieni zębów, za to przy ciepłym typie urody wygląda lepiej niż klasyczna czerwień (przynajmniej tak jest u mnie). Wygląda też bardziej dziennie, szczególnie jak rozprowadzimy niewielką ilość.

Krótkie podsumowanie:
+kolor
+zapach
+nie daje uczucia ciężkości
+nie przyklejają się do niego włosy itp.
+cena (7,99zł, w promocji za 4,99zł lub nawet 0,99zł)
+/-opakowanie
 +/-trwałość
+/-aplikator

Ogólnie rzecz biorąc to jestem nim oczarowana, mimo zalepiania ust i mrowienia ;). Dzięki niemu zaczęłam częściej sięgać po czerwienie, choć zwykle preferuję róże i pomarańczowe pomadki. 
W jakich kolorach na ustach czujecie się najlepiej?

wtorek, 21 sierpnia 2012

Jak po maśle. Essence gel eyeliner

Jestem kreskomaniaczką. O ile wybierając cienie, jestem bardzo zachowawcza, to z eyelinerami potrafię zaszaleć. Jeżeli ktoś jest z moim blogiem od początku, to wie, że kiedyś mi odwaliło i kupiłam różowy eyeliner. Po co? Do dzisiaj nie wiem i nie umiem z nim nic wykombinować. Mniejsza o to. Przez parę miesięcy byłam wierna swojemu pierwszemu eyelinerowi w kałamarzu z Wibo, jednak pewnego razu potrzebowałam czegoś trwalszego. Jako, że to było niedługo po wprowadzeniu nowości Essence na rynek, to i ja nie opierałam się fali zachwytów. Kupiłam żelka. Tego wysławianego pod niebiosy żelka. I pędzel do niego. Czy żałuję, że go znałam?


Zacznijmy od początku, bo chyba tak najlepiej. Opakowanie choć szklane, jest naprawdę solidne (chyba mi kiedyś spadł i oprócz delikatnego przemieszczenia nic nie zauważyłam). Nie ma specjalnych walorów estetycznych, więc nie tracę czasu na gapienie się na niego tylko od razu działam. Zakręca się bez problemu (w niektórych opakowaniach jest tak, że trudno znaleźć położenie nakrętki, aby zamknąć opakowanie, na szczęście żelków to nie dotyczy). Nakrętki mają różne kolory, dzięki czemu można szybko zidentyfikować jaki odcień się kryje w opakowaniu.
I tutaj zaczyna się różnorodność, bo zależnie od koloru, różnie się zachowują.



Najpierw weźmy pod lupę czarny, czyli Midnight in Paris. Na początku konsystencja nie jest żelowa. Jak wspomniałam w tytule to właśnie takie miękkie masło. Jeden fałszywy ruch i mamy cały pędzel w smole. Ile ja się naklęłam przy malowaniu się tym eyelinerem! Tak marzyłam, żeby w końcu stwardniał. I co? Po pół roku stał się typowym żelkiem i znowu mi nie odpowiada. Jednak wolałam tę półpłynną konsystencję, bo zdecydowanie się go lepiej nakładało. "Masełko" nakładałam na pędzel, ciach, ciach i gotowe. Po żelku muszę trochę pojeździć, nałożyć kawałek, znowu sięgnąć do opakowania i dołożyć resztę. Niezbyt wygodne, szczególnie jak mam 5 minut to wyjścia.
Jednak niezależnie od konsystencji eyeliner zawsze robi piękną kreskę już przy jednej warstwie. I to sprawiło, że nie rzuciłam go w kąt i dalej wiernie przy nim trwam. Praktycznie codziennie robię nim kreskę, chyba, że kompletnie nie mam czasu.


Kolorowe żelki nie towarzyszą mi tak często, głównie dlatego, że na co dzień nie koniecznie chcę kombinować z barwnym makijażem. Choć muszę przyznać, odcienie są cudowne! I love NYC to nieoczywisty szmaragd, cudownie wyglądający w słońcu i idealnie współgrający z catricowym C'mon Chameleon. Fioletowy Berlin rocks też jest niczego sobie i mimo że pasowałby bardziej do moich zielonkawych oczu to jakoś częściej sięgam po zielony eyeliner niż "filet" :D. Jakoś kolor mi bardziej pasuje, sama nie wiem czemu.


Ich konsystencja od początku była typowo żelkowa, z czasem minimalnie twardnieje. Niestety, nie dają tak świetnego krycia jak Midnight in Paris, zdarzają się prześwity.
Jeżeli chodzi o trwałość to tutaj mam największy dylemat. Na środkowej części powieki wytrzymuje spokojnie cały dzień. Niestety jeżeli zachce mi się zrobienie kreski od wewnętrznego kącika to niemal natychmiast odbija mi się na dolnej linii. Tak samo z jaskółką, która mi się kseruje jeżeli jej nie przypudruję. Biorąc pod uwagę moją problematyczną skórę jest to naprawdę niezły wynik. Wydajnością też powala- w życiu nie udałoby mi się zużyć ich w przepisowym czasie (pół roku).


Wiele osób zadaje pytanie czym nakładać żelowy eyeliner. Niestety wybór odpowiedniego pędzla nie jest łatwy. Ja do kompletu dobrałam skośnie ścięty ze stałej oferty- nie chciało mi się zamawiać, bo potrzebowałam czegoś na już. Dla mnie jest zdecydowanie za gruby- uwielbiam cieniutkie kreski, bo jeżeli namalowałabym grubą zakryłabym całą powiekę ;). Catrice ma w swojej ofercie podwójny- z jednej strony taki jak ten essencowy, z drugiej ze zgiętą końcówką. Tego nie próbowałam, jednak z opinii biegłych wynika, że lepiej się nim maluje. W mojej kosmetyczce znajduje również się pędzel ze zgięta końcówką firmy Manhattan, ale i tym nie umiem uzyskać cienkiej kreski.
U mnie najlepiej sprawdził się pędzelek z kałamarza z Wibo. Jest na tyle cienki, że bez problemu maluję kreskę o takiej grubości, jaką chcę. Jeżeli nie chcecie kupować innego eyelinera to warto pójść do sklepu dla plastyków bądź Empiku- z łatwością można znaleźć idealny dla siebie pędzel.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Miami w Polsce. Essence Miami Roller Girl Blush

Od początku nie byłam zachwycona limitowanką Miami Roller Girl. Niby eksplodowała kolorami i tak dalej, ale same produkty były mało ciekawe. Oczywiście poza nim... różem. Różem nie byle jakim, bo jeszcze gradientowym! Ja tam tradycyjnie w duchu zachwycałam się kolorem, bo w połowie nie-różowy (przynajmniej do końca). Niedawno w mojej głowie zmienił się jakiś przełącznik, bo już tak chętnie nie zachwycam się brzoskwiniami, oranżami i innymi historiami. Stąd też gdy przejechałam palem po testerze poczułam... rozczarowanie. Róż był ewidentnie pomarańczowy, ale mając w głowie zdjęcia z blogów odważyłam się z nim pójść do kasy (prawie jak do ołtarza ;)). Całkiem pomyślnie się to skończyło, póki co nie planujemy rozwodu.


Niech to będzie dla Was dowodem- nie lecę tylko na opakowanie, bo ten róż jest nie lepiej opakowany niż Danio (cienkość plastiku pewnie podobna). Generalnie prosi się o depotowanie, bo coś czuję, że pokrywka kiedyś odleci. Oczywiście na wierzchu mamy równie kiczowaty napis (nie pytajcie mnie dlaczego, po prostu już tak jest).


Za to sam kosmetyk- cudo! Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził, ale jemu już blisko. Mamy typowy pomarańczowy, nieco żarówiasty różowy, a po środku- koralowy. Ja jestem nieco zrażona do zbyt ciepłych barw na moich policzkach, więc używam do od połowy do prawego odcienia. Polubiłam też jego wykończenie- nie jest to zupełny mat, trochę wpada w satynę (nie ma żadnych drobinek, na zdjęciach przypadkowo znalazł się rozświetlacz). Przekłada się to na jego konsystencję- mnie przypomina mokry piasek. Co do trwałości to wydaję mi się, że jest lepsza od zwykłych róży. Nie powiem, zapunktował sobie tym u mnie :).






Także jeżeli któraś ma tę niewątpliwie dogodną sytuację i może pokontemplować nad limitkami i nie przeszkadzają jej ciepłe kolory, zdecydowanie polecam.

piątek, 17 sierpnia 2012

Wyprzedaż Essence w Tesco Extra. Swatche Longlasting Eye Pencil Remember Amber i Think Khaki

Wczoraj w Tesco Extra zaczęła się wyprzedaż wycofywanych produktów Essence. Na szczęście TE nie skądi tak jak Natura i wyznaczone produkty kosztują 3,99zł. Niestety jest też druga strona medalu- wydaję mi się, że tam również najmniej przejmuje się macaniem, bo często widzę odcisk palca na eyelinerach, cieniach w kremie, błyszczyki z brudnymi aplikatorami itp. Dużo lepiej ma się sprawa w Hebe (gdzie wyprzedaż zaczęła się dużo wcześniej, również ceny to 3,99zł)- kosmetyki są tam zaklejane, dzięki czemu udało mi się kupić niemaźniętą kredkę Remember Amber. W międzyczasie dorobiłam się jeszcze Think Khaki i myślę, że to najlepszy moment, żeby pokazać niezdecydowanym :D. Idealne kolory na jesień!





Kiedy będziecie to czytać, będę jechać już autokarem na długo wyczekiwany wyjazd. Zostawiłam parę notek, będą się dodawać automatycznie, wiec musicie mi wybaczyć, jeśli nie będę odpowiadać na komentarze :).

środa, 15 sierpnia 2012

Zabili mi werbenę. IVR Scented Body Mist Regenerating Vervain & Green Tea (mgiełka Werbena & Zielona Herbata)

Na początku lata kupiłam mgiełkę IVR, żeby móc sobie dziękować za wspaniałomyślność w czasie upałów. O ile pierwsze tygodnie lipca dały mi sposobność pozachwycania się swoją ynteligencją to wraz z kolejnymi deszczowymi dniami coraz bardziej o niej zapominałam (o mgiełce, nie yinteligencji). Dopiero teraz, w czasie organizacji bagażu w mojej głowie gdzieś mi tam zaświtało, że warto byłoby ją wziąć... i napisać o niej parę słów póki znów o niej nie zapomnę.


Zacznijmy standardowo, czyli od opakowania. Producenci zdecydowanie poszli na długość- mierzy ono trochę ponad 19 cm (dla dociekliwych- 19, 2cm). Działa to na naszą wyobraźnię, jako konsumenta oczywiście, bo pomimo wielkiego opakowania, za którym możemy spodziewać się równie dużej pojemności, produkt zawiera jedyne 75ml. Oczywiście można opowiedzieć się za tym, że nie jest chwyt marketingowy, a design, który daje poczucie pewnego luksusu (przynajmniej ja mam takie wrażenie). Co w sumie sprowadza się znowu do punktu pierwszego (chyba powinnam przestać czytać książki filozoficzne, za dużo po nich myślę). 


Wracając do spraw, które Was interesują, a nie są moimi egzystencjalnymi rozważaniami to atomizer działa całkiem sprawnie, zwykle nie opryskuje nas strumieniem wody, a mgiełką (jak ja lubię pisać oczywiste rzeczy!). Wiadomo, nie jest to rozproszony efekt wody termalnej, ale źle nie jest. Jedyne, co mnie wkurza to to, że produkt łatwo traci tę część atomizera, na która naciskamy. Nawet jak kosmetyk spadnie z zakrętką jest duże prawdopodobieństwo, że odpadnie. Nie jest to takie straszne w domu, bo da się ją włożyć z powrotem na miejsce, ale w sklepie trudno było znaleźć taką nieuszkodzoną (co powstrzymało mnie od zakupu wersji z pieprzem, a naprawdę bardzo mi się podobała), już nie mówiąc o sprawnym testerze...


Przechodząc do kwestii najważniejszej, to jest zapachu, tutaj zdania mogą być podzielone. Jak dla mnie mgiełka jest wyraźnie o zapachu zielonej herbaty z dużą ilością cytryny (te cytrusy trochę odróżniają ją od Elizabeth Arden). Werbena może się gdzieś tam przewija, ale naprawdę trzeba się wwąchać, żeby ją poczuć (chciałoby się zaśpiewać za dużo wody to kwiatka zabije ;)). Trwałość... jak dla mnie powalająca jak na mgiełkę, bo na mojej skórze wytrzymuje co najmniej godzinę (podczas gdy innych mgiełek nie czułam już po 15 minutach), już nie mówiąc o ubraniach.
Na sam koniec, znalazłam kwiatka, co prawda nie werbenę, ale też jest fajnie :D


Krótkie podsumowanie:
+trwałość
+zapach
+opakowanie
+/-atomizer
+/-stosunek ceny do pojemności (w Super-Pharm to 24,99zł za 75ml)
-polski dystrybutor to analfabeta

Generalnie rzecz biorąc, mgiełka przypadła mi do gustu, szczególnie, że kupiłam ją tak tanio (dwie za 14,99zł). Gdyby jeszcze pojawiła się taka okazja (albo przynajmniej jedna kosztowała te niecałe 15zł) to chciałabym wypróbować wersję Jaśmin & Pieprz, która mnie po prostu oczarowała.

Źródło: Rakuten
Wspomagacie się mgiełkami, macie jakieś ulubione?

wtorek, 14 sierpnia 2012

Złotem albo magią Hollywood. Catrice Hollywood Fabulous 40ties

Tym razem bardziej jesiennie, mniej aztecko ;) i hmm... przyzwoicie? ;)

Paletki poczwórnych cieni do powiek Absolute Eye Colour Quattro

Catrice Fall 2012 Hollywood Fabulous 40ties Quadra Eyeshadow Catrice Hollywood Fabulous 40ties Collection for Fall 2012   Info, Photos & Prices
Catrice Fall 2012 Hollywood Fabulous 40ties Quadra Eyeshadow 02 Catrice Hollywood Fabulous 40ties Collection for Fall 2012   Info, Photos & Prices
C01 She's A Lady
C02 Hollywood Boulevard

Róż Colour Blush
Catrice Fall 2012 Hollywood Fabulous 40ties Multi Colour Blush Catrice Hollywood Fabulous 40ties Collection for Fall 2012   Info, Photos & Prices
C01 Gone With The Wind

Szminki Velvet Lip Colour
Catrice Fall 2012 Hollywood Fabulous 40ties Lipstick Catrice Hollywood Fabulous 40ties Collection for Fall 2012   Info, Photos & Prices
C01 Red Butler
C02 Holly Rose Wood
C03 Marlene's Favourite
C04 The Nude Scene

Błyszczyk High Gloss Top Coat&Gloss
 Żel do brwi Eyebrow Gel
C01 Neutrally Brown
Kredka Eyebrow lifter 
C01 Casablanca's Highlight
Catrice Fall 2012 Hollywood Fabulous 40ties Collection Products Catrice Hollywood Fabulous 40ties Collection for Fall 2012   Info, Photos & Prices

Lakiery Ultimate Nail Lacquer
Catrice Fall 2012 Hollywood Fabulous 40ties Nail Polish Catrice Hollywood Fabulous 40ties Collection for Fall 2012   Info, Photos & Prices
C01 Red Butler
C02 Holly Rose Wood
C03 Marlene's Favourite
C04 The Nude Scene
05 Doris' Darling


Źródło: Chic Profile

Paletki mają ładne kolory, ale po moich narzekaniach przy każdej zapowiedzi nad czymś, co zawiera więcej niż jeden cień wiecie co o takich sądzę. Róż ma przepiękny kolor i chętnie bym go przygarnęła, jednak nie zachwyca mnie nawet w połowie tak jak szminka Marlene's Favourite. Poza tym jest to ten sam typ pomadki jak w Revoltaire, który uwielbiam (w życiu nie powiedziałabym, że polubię matowe szminki). Co kompletu dołożyłabym lakier o tej samej nazwie i barwie :D. Ciekawi mnie też Eyebrow Lifter i choć wiem, że mam pełno cudów do "podnoszenia" brwi tak nie pogardziłabym. 
Ogólnie rzecz biorąc to bardzo podoba mi się kolorystyka, wbrew mojemu pierwszemu wrażeniu jest bardzo jesienna. Pewnie gdyby nie szminki to marudziłabym w tym poście przeokropnie, więc to im należy przypisać całą zasługę zaskarbienia mojej miłości :D. Trzeba jednak przyznać, że to, co teraz wypuszcza Essence z miejsca zdobywa moje serce to jest coś przyciągającego w zachowawczości Catrice.

O tym jak zostać omamionym złotem. Catrice Ultimate Nail Lacquer Genius In The Bottle


Już setki tysięcy razy wspominałam o tym jak ja to kocham pastele. Nic się od tej pory nie zmieniło- nadal uważam je za najbardziej funkcjonalne kolory, szczególnie, że większość moich ubrań jest właśnie w takiej tonacji. Kilka swatchy potrafiło sprawić, że gdy tylko pojawiły się nowości Catrice, ja niczym zombie powtarzając "Genius In The Bootle" poszłam do DN w celu zakupu właśnie tego wyjątkowego odcienia.



OK, OK, nie powiedziałam Wam wszystkiego.Na wątku przeczytałam też, że jest to odpowiednik Peridot od Chanel, a ja mam zapędy snobistyczne...



Szczęśliwa wróciłam z nim do domu. Bezproblemowo pomalowałam nim paznokcie (ten nowy, szeroki pędzelek jest świetny, a do tego wysycha w ekspresowym tempie). No i nagle cały ten urok gdzieś zwiał. Gdzieś ten cudowny niebieski się zapodział, żeby był widoczny chyba bym musiała mieć tak zaokrągloną płytkę paznokcia jak butelka. No i do tego trwałość- nigdy w życiu nie miałam tak błyskawicznie startych końcówek (co zresztą jest widoczne na zdjęciach zrobionych od razu po pomalowaniu).

Mój palec środkowy się zawstydził ;P


Okazał się jednak nie być do końca takim niewypałem. Nie wiem jak to się dzieje, ale zdecydowanie więcej jego piękna można na drugiej osobie- wtedy faktycznie, w zależności od powierzchni, z jaką mają styczność paznokcie mieni się od złota do niebieskości. Prawdziwie pawi kolor, zachwycający otoczenie :).

niedziela, 12 sierpnia 2012

Motywacja?

Niekoniecznie ;)

chudosc or jedzenie
Źródło

-Dieta? Faktycznie mówiłam o czymś takim dwa miesiące temu- odpowiadam trzymając w ręku talerz z dosyć sporym kawałkiem pavlovej

sobota, 11 sierpnia 2012

Portfele (nie) płaczą vol II- przecena Cruise Couture i wycofywanych produktów Catrice

Szczerze mówiąc, aktualne promocje nie są jakieś zachwycające (ale zdjęcia przy takiej pogodzie wychodzą w najlepszym razie beznadziejne, więc zostają mi posty bezdjęciowe ;)). Sierpień, dzięki (a może przez?) promocje w Biedronce (a także w Hebe). Z aktualnej gazetki Natury kompletnie nic mi nie wpadło w oko (co nie znaczy, że nic nie kupiłam, ale o tym za chwilę). Nieco lepiej wypadają Rossmann i Super-Pharm, ale nie jest to szczyt marzeń.

Rossmann
1.08-15.08











Aktualna promocja powoli dobiega końca. Jak widać Rossmann stara się promować Green Farmacy, tym razem obniżając ceny szamponów. Ja w dalszym ciągu mało entuzjastycznie podchodzę do tej marki (choć jest całkiem spore grono lubiących ich produktami), więc nie dałam się skusić, szczególnie, że zawierają SLS. Do mycia włosów wybrałam za to płyn do higieny intymnej w wersji sensitive (potrzebowałam czegoś, co się mocniej pieni id szamponu Alterry i jest przy tym w miarę delikatny). W promocji jest także kolejny "krem BB", tym razem od Maybelline. Zbiera dosyć pozytywne opinie i chętnie bym go wypróbowało gdyby nie to (i fakt, że najpierw chciałabym wypróbować azjatyckie BB kremy). Trochę się rozczarowałam lakierami MNY- cena co prawda zachęcająca, ale kolory już mniej. Było też spore zainteresowanie promocją Manhattan, jednak dla mnie puder za 17zł to trochę drogo (jak na kogoś, kto z takim wynalazków korzysta okazyjnie), nawet jeśli drugi czy tam korektor można przy tym kupić za połowę ceny.
Dopiero teraz odkryłam, że chusteczki z Alterry są w promocji- jest to mój niezbędnik wyjazdowy, bo świetnie zmywa makijaż, ma ładny zapach, chusteczki są przyzwoitej wielkości, nie podrażniają (niestety, ta sprawa nie wygląda tak różowo u innych) i oczywiście są w świetnej cenie. Miałam wypróbować balsam rumiankowy, w końcu jednak kupiłam Bell w Biedronce. Zastanawiam się nad dezodorantem w krysztale, który również ma obniżoną cenę (19, 99zł zamiast 24, 99zł). Osobom z nadmiernym przetłuszczaniem się włosów polecam maseczkę z Dermaglin- mnie pomogła parę lat temu, poza tym daje świetne uczucie chłodu na skórze głowy (choć nie wiem, czy przy tej pogodzie do wielka zaleta). Ostatnią rzeczą, jaka zwróciła moją uwagę to płyn- żel Babydream, jednak pamiętam jak go męczyłam chyba dwa lata temu, więc podarowałam sobie.
Nową gazetkę, od 16 sierpnia możecie obejrzeć tutaj:
 http://wizaz.pl/forum/showpost.php?p=35836201&postcount=3442
http://wizaz.pl/forum/showpost.php?p=35836259&postcount=3443
Znowu jedną z ciekawszych ofert jest podkładowa- przy zakupie dowolnego podkładu Astor, Age Vitality jest gratis. Równie atrakcyjną promocją jest "dwa żele Original Source za 11,99zł"- jeszcze nie wiem, czy z niej skorzystam, bo mało który zapach mi odpowiada (tak, jestem wybredna ;)). Z pewnością kupię piankę do golenia z Isany za jedyne 3,99zł (cena regularna- 5, 29zł)- nie odstaje od innych kosmetyków tego typu i jeszcze do tego przepięknie pachnie.

Drogerie Natura
9.08-22.08



Wydawać się mogło, że Natura nas nie rozpieściła promocjami. Podczas oglądania gazetki do oka wpadła mi tylko wyprzedaż letnich kosmetyków Sensique. Z reguły mnie nie odstraszają nieestetyczne opakowania (i choć Essence pakuje pomadki w plastik, który sam się odkręca to i tak je uwielbiam), ale do Sensique chyba nigdy się nie przekonam. Drugą promocję, którą widzicie powyżej zauważyłam dopiero dzisiaj. Wiem, jak to kiczowato wygląda wszystko razem wzięte, ale pokusiłam się na coś w rodzaju pareo tylko bez tych wszystkich wiązanek (sukienka po lewej za 14, 99zł zamiast 25, 99zł). Już wcześniej się za nią oglądałam, bo wzór niebrzydki, a zawsze mam problem z ogarnięciem się na plażę, więc taka promocja jest mi bardzo na rękę.
Co mnie jeszcze bardziej zaskoczyło, DN postanowiła przecenić Cruise Couture i wycofywane rzeczy. Z jednej strony fajnie, ale z drugiej... kupiłam eyeliner w regularnej cenie i nie spodziewałam się, że tak szybko go przecenią i że zostaną tak długo. Niemniej jednak jeżeli do tej pory nie kupiłyście, warto się skusić- aktualnie kosztuje 9,99zł (z 15,99zł), co czyni go jeszcze tańszym od eyelinerów Essence.

Przykładowe ceny Cruise Couture i wycofywanych produktów Catrice:
eyelinery- 9,99zł zamiast 15,99zł
kredki Precision Eye Pencil- 6,99zł zamiast 9,99zł
kredki Kohl Kajal- 5,99zł zamiast 7,99zł
szminki Ultimate Shine- 9, 99zł zamiast 15, 99zł
szminki Ultimate Colour- 11,99zł zamiast 17,99zł
błyszczyki Lip Appeal- 9,99zł zamiast 15,99zł
błyszczyki Colour Show- 9,99zł zamiast 15,99zł
podkład Infinite Matt- 18,99zł zamiast 25,99zł
róże- 9,99zł zamiast 15,99zł
lakiery- 6,99zł zamiast 9,99zł
Listę wycofywanych produktów wraz ze zdjęciami znajdziecie tutaj.

Super-Pharm
9-08-22.08








Super-Pharm nie powala, ale nie jest źle. Do podkładu Affinitone Mineral dołączany jest tusz Great Lash (chyba to jest jeden z najtańszych tuszych Maybelline, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby). Choć ceny w SP często są zawyżane i jakoś nie wierzę w pierwotne 42,99zł promocja maszynki Wilkinson zapowiada się całkiem ciekawie. Strona tytułowa mówi również o micelu Vichy w okazyjnej cenie (który jest prawie non-stop w kuponach przesyłanych na pocztę z klubu Life Style), niestety dopiero przy zakupach powyżej 30zł. Nie wiedziałam o nowości Perfecty i jest to kolejny produkt, który muszę obadać. 
Jako, że mój wyjazd zbliża się nieubłaganie warto byłoby kupić krem z filtrem. Może tym razem padnie na Sorayę skoro jest w promocji, a całkiem miło wspominam poprzedni kosmetyk do opalania. Poza tym widzę obniżkę na produkt Hipp- tutaj znajdziecie recenzję porównawczą. Krótko mówiąc- polecam do OCM i ciała, do włosów wolę Babydream. O właśnie, skoro jestem przy włosach- od pewnego czasu mam ochotę wypróbować coś z Equilibry (za sprawą Siempre ;)). O ile promocje apteczne zwykle mnie nie interesują (chyba, że są spore) to napotkałam się na dwupak miceli Sensibio w całkiem okazyjnej cenie (choć i tak przy cenie Sebium w Hebe- 14,99zł za 250ml nie robi większego wrażenia).

Podsumowując, najwięcej kasy przepuściłam w Naturze, ale to bardziej z powodu promocji niegazetkowych- wyprzedaż kosmetyków Catrice i Essence. Mam nadzieję, że starczy mi na tyle czasu i słońca do zdjęć, żeby Wam pokazać większość ;).
Skusiło Was coś? Trafiłyście na jakąś okazję?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...