Strona główna

poniedziałek, 10 września 2012

Moje wielkie chorwackie wakacje vol. II- podsumowanie wakacyjnej kosmetyczki

Wstyd mnie bierze na myśl, jak dawno powinna pojawić się ta notka. Cóż, grunt, że się ostatecznie z nami jest :).
Na wakacje z reguły nie zabieram miniaturek, bo zdarza mi się zużyć pełnowymiarowe kosmetyki- wolę zabrać coś z powrotem od sytuacji, w której musiałabym coś kupić na miejscu (co innego jak się ma dm obok siebie ;)) i przepłacać parokrotnie (dla przykładu- mleczko do opalania kosztowało około 100 kun, czyli 60zł, nawet widziałam Eveline w podobnej cenie). Jest to z jednej strony wspaniała okazja na wypróbowanie nowości, z drugiej warto mieć coś zaufanego. U mnie w tym roku przeważały te drugie, ale zabrałam również parę świeżynek (dla mnie). Mam nadzieje, że te krótkie recenzje przydadzą się Wam, czy to przy pakowaniu kosmetyczki na wyjazd (w co wątpię ;), czy zainteresujecie się jakimś godnym polecenia produktem (choć w większości są to już wszystkim znane blogowe hity).

Alverde krem do mycia twarzy Waschreme Heilerde

Alverde pogodnie Heilerde Cleansing Cream
Miniaturkę tego kremu do mycia twarzy wygrałam wieki temu w rozdaniu organizowaną przez Siempre. W tym czasie nigdzie nie wyjeżdżałam i choć bardzo mnie kusiło przetestować ten specyfik, nie poddałam się i dzielnie trwałam w postanowieniu zachowania go na wyjazd. Bardzo dobrze! Mam wrażenie, że oczyszczenie, jakie daje mi ten krem uchroniło mnie przed wróceniem z polem minowym zamiast skóry. Produkt to błotko o zapachu kartonu :). Na pierwszy rzut oka nie zachęca to jak wszystkie to ładnie pachnące kosmetyki, ale taki minimalny kontakt z naturą robi swoje i bardzo przyjemnie mi się go używało.

Bielenda Czarna Oliwka Nawilżająca dwufazowa oliwka do demakijażu oczu i ust


Tego produktu chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, szczególnie w obliczu sierpniowej gazetki Biedronki. Ja również nabyłam ją w tym czasie, wciąż mając w pamięci skuteczności wersji Awokado. Pod tym względem nie rozczarowała mnie również Czarna Oliwka- świetnie poradziła sobie z eyelinerem, więc ze zmyciem całej reszty nie miała problemu. Niestety, zmywałam nią makijaż twarzy i nie wiem, czy to nie był błąd- niby w takim krótkim czasie nie powinna zrobić krzywdy, ale podejrzewam, że mogło to dolać oliwy do ognia. Poza tym ma beznadziejne opakowanie, a konkretniej zakrętkę- nie zawsze chce wrócić na miejsce, niekoniecznie całkowicie się domyka, przez co w drodze powrotnej wylała mi się połowa płynu (na szczęście był w osobnym woreczku).
Następnym razem kupię chusteczki do demakijażu z Alterry- świetnie sobie radzą z makijażem, mnie nie podrażniają i są multifunkcjonalne.

Bell pomadka ochronna Natural Lip Balm


Kolejna rzecz kupiona w Biedronce za grosze. Producent chwali się nowoczesną żelowo-woskową strukturą, która w rzeczywistości jest miła zaraz po nałożeniu na spierzchnięte usta, potem zaczyna przeszkadzać, bo cały czas towarzyszy nam poczucie takiej "ciężkości" na ustach. Jakkolwiek byłoby to przeszkadzające to faktycznie chroni usta, ale nie ma co liczyć na ich regenerację (czego zresztą producent nie obiecuje). Opakowaniu, choć nie powalającemu estetycznie, nie mam nic do zarzucenia- przetrwało wrzucenie byle gdzie  nie zdarzyło się, żeby samoczynnie się otwarło. Żałuję, że nie wzięłam innych wersji smakowych, mimo że w kwestii smakowych pomadek jestem wierna Smackersom. 

Bio naïa olejek do twarzy Mon huile visage hydrante



Tak się jakoś dziwnie złożyło, że nie wzięłam ze sobą żadnego kremu, a jedynie olejek do twarzy. Jak łatwo się domyślić nie skończyło się to najlepiej ze względu na moją problemową skórę. Niedługo potem jak go kupiłam odkryłam jak cudownie wygląda podkład nałożony pod ten olejek- daje blask zdrowej skóry (olejek jest suchy, więc nie zostawia warstwy smalcu ;)). Oczywiście przerzucając rzeczami z i do walizki niespecjalnie się zastanawiałam nad faktem, że z racji 30 stopni i tak będę miała ekhm... naturalny glow. Zdecydowanie lepiej sprawdziłby się jakiś krem matujący i na wypryski (które na wakacjach zaszczycają mnie częstszymi odwiedzinami), ale dla suchej skóry jak znalazł. Ja chętniej będę po niego sięgać późną jesienią, zimą i wczesną wiosną, czyli wtedy, kiedy będę potrzebowała pomocy przy zszarzałej cerze :). O ile zniosę ten migdałowy zapach rodem z olejków do pieczenia...

Alterra Farbschutz Szampon ochrona koloru Oliwki i kwiat lotosu Shampoo Olive & Lotusblute



Wybór szamponu na wyjazd był dosyć oczywisty- Alterra. Tak się złożyło, że nagromadziło mi się szamponów i wersja dla włosów farbowanych czekała na podróż :). W dodatku parę dni wcześniej zafarbowałam włosy henną Eld, więc tym bardziej chętnie go wzięłam. Tutaj jednak przeceniłam swoje możliwości, bo dużo chętniej sięgałam po odżywkę do mycia, a same włosy nie potrzebowały szczególnego oczyszczenia po kilku seansach słonowodnych. Z tego powodu trudno też mi powiedzieć cokolwiek na temat utrzymania koloru (zresztą mało co się u mnie na włosach trzyma). Niemniej jednak przyjemnie się go używało z racji konsystencji (rzadsza niż galaretka Granat i Aloes) i ładnego zapachu.

Isana odżywka wygładzająca Glättungs Spülung



O tym produkcie chyba już wszystko zostało powiedziane, więc zostaje mi tylko potwierdzić wszystkie pozytywne opinie. Świetnie sprawdziła się do mycia i oczywiście jako odżywka- moje beznadziejnie wyglądające włosy dawały się nią ułaskawić ;). Poza tym jej kwiatowy zapach kojarzy mi się z latem, więc w tym sezonie będzie odpędzał ode mnie jesienne i zimowe smutki. Jedyne, co mi wybitnie przeszkadzało na wakacjach to opakowanie- odżywkę trzymałam w kabinie prysznicowej, przez co łapała dużo wody do nakrętki.

Farmona Jantar odżywka do włosów i skóry głowy z wyciągiem z bursztynu i witaminami

jantar_odzywka.jpg

Tutaj też nie muszę nikogo przedstawiać. Dla wyjaśnienia- nie nudzę się tak bardzo na jakimś wyjeździe, żeby nawet wcierkę zabierać- Jantara przelałam do spryskiwacza po Gliss Kurze i używałam do ochrony przeciwsłonecznej włosów. Wydaję mi się, że w tym roku nie wróciłam z tak przesuszonymi włosami jak po zeszłorocznych wakacjach w czasie używania takiego specyfiku z Rossmanna. Jantara używałam już wcześniej do włosów, dzięki czemu miałam błyszczące i przyjemne w dotyku włosy (co mogłyście zobaczyć tutaj), więc postanowiłam zaryzykować. Choć może "ryzykować" to zbyt mocne słowo, bo jak powszechnie wiadomo, odżywka ta jest bez alkoholu, a sama nieco gęsta konsystencja zachęca do używania jej nie tylko jako wcierki na skalp.  


Original Source żel pod prysznic Chocolate&Orange



Zdecydowanie najmniej trafiony wybór. Już od dawna chodziły za mną te żele, więc przy okazji promocji w Rossmannie stwierdziłam, że pomarańcza, nawet ta w czekoladzie, będzie fajnie odświeżać. Powiem krótko- zdecydowanie nie jest to wymarzony zapach przy 30-stopniowym upale. W dodatku utrzymuje się na skórze, więc chodziłam tak oblepiona tym zapachem. Zaskoczyło mnie, tym razem pozytywnie, opakowanie- widząc wybrudzone opakowania w sklepie zalewające się żelem, zakleiłam opakowanie tak szczelnie, że potrzeba by było do rozbrojenia tego przynajmniej snajpera (albo nożyczki). Na miejscu jednak nie zdarzyło mi się, żeby produkt się wylał- ma silikonowy zawór utrudniający marnowania żelu.

Alterra balsam do ciała Pomarańcza i wanilia Korperlotion Orange & Vanille



Nie mogło też zabraknąć serniczka skoro było w CND za nieco ponad 5zł. Na szczęście nie wyczuwam w nim nuty ciasta, za którym średnio przepadam (dacie wiarę, sernik na każde święto i nie-święto? KAŻDE), zapach jest po prostu przyjemny dla nosa. Właściwie, co tam zapach- wiecie jak ten balsam świetnie nawilża? Jeszcze nigdy nie obudziłam się z tak cudownie gładką skórą jak po zastosowaniu Alterry wieczorem. Może trochę opornie się wchłania (wbrew rzadkiej konsystencji, po której spodziewałam się zgoła czegoś innego), ale jeśli nie chce się komuś wmasowywać (co też świetnie działa na nasze ciało) to wystarczy zostawić na chwilę i ewentualnie wetrzeć resztki. Za taką cenę, a nawet za regularną (9,99zł) warto spróbować.

Dax Cosmetics krem do twarzy ochronny na słońce SPF 50+
Lirene mleczko chroniące przed słońcem SPF 30



Dwa skrajne produkty, jednym jestem zachwycona, o drugim wolałam zapomnieć. Krem Dax Cosmetics mam od maja jako, że staram się wprowadzać filtry na co dzień. Wzięłam go na wyjazd, bo jak to mówią tonący brzytwy się chwyta. Nienawidzę tego kremu, po prostu nienawidzę. Za każdym razem gdy mam go na twarzy i bezmyślnie potrę oko (co robię dosyć często) to najogólniej mówiąc szlag mnie trafia. Oczy zaczynają niemiłosiernie piec i zaczyna lecieć strużka łez. W dodatku twarz po nim się koszmarnie świeci (po 50 trudno spodziewać się matu, ale po sorayowej 60 nie wygląda to tak tragicznie). Przynajmniej nie bieli...
Za to mleczko Lirene jest kosmetykiem wymarzonym do opalania- wchłania się naprawdę szybko i nie wyglądam jakbym nakładała masło na bułkę przy pomocy twarzy. Co najważniejsze, naprawdę chroni, długo zostaje na ciele (oczywiście nie uwalnia nas to od ponownego nakładania się w ciągu dnia) i pielęgnuje- ani razu nie wróciłam do pokoju czerwona, a moja skóra nie była przesuszona.



Jeżeli chodzi o kolorówkę to nie chcę recenzować wszystkiego z osobna, bo wyjdzie ile tego nabrałam ;). W skrócie powiem, że moimi wakacyjnymi hitami róż z Miami Roller Girl, pomarańczowa ll-ka Remember Amber i niebieski eyeliner z Bondi Beach. Żałuję tylko, że nie wzięłam pudru matującego, którego o dziwo zwykle nie używam.

Jak duża jest Wasza wyjazdowa kosmetyczka (wolicie miniatury czy pełnowymiarowe opakowania)? Stawiacie na swoje sprawdzone hity czy zabieracie nowości?

3 komentarze:

  1. Wyjazd jak marzenie (widziałam zdjęcia, ot co). Kiedyś muszę nawiedzić ten kraj, dużo znajomych tam jeździ.
    Poużywałabym tego kremu do mycia z Alverde, czaję się na nagietkową emulsję,zobaczymy.
    Kupiłam balsam "sernikowy" z Alterry i strasznie mi przypadł do gustu, aż żałuję, że wycofują :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak zwane "pamiątki z wakacji" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach ta Bielenda i Alterra ! Juz je wszedzie można spotkać :))
    Klaudia :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...