Strona główna

niedziela, 2 września 2012

Szczęście trzeba łapać za... włosy! Moje wielkie chorwackie wakacje :D

Pozor! Dzisiejszy post jest bardzo obszerny :)

Wielkie niestety tylko z tytułu, bo mój powstały na miejscu plan poślubienia Chorwata nie wypalił i nolens volens po tych wspaniałych dziewięciu dniach musiałam wrócić do Polski. W życiu nie powiedziałabym, że trzeba będzie mnie siłą zaciągać do autokaru do domu i będę planować kolejne wakacje od razu po przyjeździe. Zaczęło się zupełnie inaczej- byłam delikatnie mówiąc niezachwycona pomysłem zamienienia włoskiego miasteczka nieopodal Wenecji na (jak mi się wydawało) chorwacki zawsiówek. Stało jak się stało, chęć wyjechania gdziekolwiek zwyciężyła i nim się obejrzałam pakowałam walizki do autokaru. Potem poszło równie szybko- rano obudziłam się w Chorwacji i w dalszym ciągu niezadowolona (pomyślcie jaka to przyjemność ze mną podróżować ;)) przemierzałam drogi Baški Vody. Im więcej tak sobie chodziłam, zwiedzałam, a nawet pływałam, tym bardziej mnie, wieczną malkontentkę, rozkochiwała Chorwacja.
Po tym przydługim wstępie czas przejść do meritum- będzie trochę wrażeniowo i nieco więcej poradnikowo.

Baška Voda

Źródło
Jak już wspomniałam, wywiało mnie do miejscowości o nazwie Baška Voda (pozwoliłam sobie przekopiować tekst ze strony biura organizującego wyjazd- Wygoda Travel)
Baška Voda położona jest u stóp majestatycznego masywu górskiego Biokovo. Słynie z białych, żwirkowych plaż otoczonych gęstym, piniowym lasem. Baška Voda znajduje się 9.5 km na północny-zachód od Makarskiej. Jest to jedna z najstarszych i najczęściej odwiedzanych miejscowości wypoczynkowych na Riwierze Makarskiej. Długie żwirowe plaże, grube sosny i ładnie ułożone ulice służą dekoracji i dodają uroku temu miejscu.
Miasto wcale nie takie małe jak przypuszczałam- trudno porównywać do Makarskiej i innych, ale spodziewałam się czegoś gorszego (na miarę czarnogórskiej Budvy) ;). Oczywiście centrum stanowi promenada, gdzie, jak chyba nie trudno sobie wyobrazić, wieczorami przemykają tłumy. Tutaj chcę nadmienić, że w porównaniu do wspomnianej Budvy (gdzie kluby przypominały miejsca pracy trudniących się najstarszym zawodem świata, a na wejściu, oprócz rzeczonych pań, stawały na przykład sportowe samochody zachęcające do wejścia) jest tam naprawdę spokojnie- dominują tam sklepy i restauracje. Typowe stragany ustawiają się w porcie, więc i to miejsce można łatwo ominąć. Oczywiście nie jest tak, że nie ma się gdzie zabawić :D. Najbardziej utkwiły mi w pamięci beach bary Apollo (najbliżej promenady) i Oseka (oddalona jakieś 10 minut drogi w kierunki Promajny). Co parę dni organizują jakieś większe imprezy typu piana party czy fire show, o czym łatwo się dowiedzieć z wszechobecnych plakatów. Koło portu znajduje się placyk, gdzie miejsce mają występy na żywo (w czasie mojego pobytu było między innymi Fisherman's Night i chorwackie pieśni słyszałam z balkonu chyba do 22-23 :D).

Od promenady odbijają różne uliczki i chcąc sobie gdzieś skrócić drogę, łatwo zabłądzić (znaczy, prędzej czy później trafiałam na jakieś znajome widoki, ale po drodze przez przypadek odwiedziłam czyiś garaż, zajrzałam do pokoju i mało nie rozjechał mnie motor). Jak nie chcecie skracać sobie drogi i nie idziecie podziwiać piękna wąskich uliczek to nie ma tam czego szukać, bo w większości są tam apartamenty (ale aż tak nie byłam dociekliwa i może faktycznie umknął mi jakiś ciekawy sklep).


Choć nie powiem, może warto byłoby przejść się i znaleźć miejsce, gdzie coś można kupić taniej. Tutaj nie ma co czarować- w Chorwacji jest drogo, a w dodatku Baška Voda nie obfituje w supermarkety. Najpoplarniejszym jest Konzum, do którego najłatwiej się dostać (znajduje się gdzieś w połowie promenady). Reklamy głoszą, że dzięki niemu można zaoszczędzić na wakacjach, w praktyce nie jest znowu tam tak najtaniej. Porównywalnie albo nieco drożej jest w supermarkecie na rogu niedaleko portu (którego nazwy nie pamiętam ;P)- kojarzy mi się z osiedlowymi sklepami, bo ceny są napisane (a nie wydrukowane) na kartce ;). Najtaniej (w Bašce Vodzie) można zrobić zakupy w Tommy'm, ale trudniej też się do niego dostać- jest położony na uboczu, na drodze w kierunku Makarskiej, Dubrovnika itp. Niedaleko, bo w Breli można znaleźć dyskont Studenac i kiedy zobaczyłam jakie tam są ceny miło się zdziwiłam (w końcu normalność!). O dziwo owoce i warzywa można kupić taniej przy plaży niż na mini-targu (położonym obok "anonimowego" supermarketu). O właśnie, skoro o tym mówimy to w życiu nie jadłam tak dobrych pomidorów i ogórków! Chyba nie muszę mówić jak tam wszystko jest smaczne- przesłodkie arbuzy, figi niczym miód czy przepełnione słońcem winogrona. Idąc na spacer nie trudno zauważyć figowce, drzewa oliwne czy nawet granatowce, więc w pewnym momencie przychodzi do chwila refleksji czemu to wszystko takie drogie (zbijanie kasy na turystach swoją drogą, ale żeby na normalnym targu były podobne ceny jak w kurorcie?). Oczywiście wysokość cen nie oszczędziła kosmetyków, choć tutaj będę miała więcej do powiedzenia w innym poście. W Bašce Vodzie warto zajrzeć do jedynej apteki (naprzeciw mini-targu), gdzie widziałam Catrice i Essence, w tym słynny AOH :).


Nie jedziemy jednak w końcu (tylko ;)) kupić kosmetyki, więc najwyższa pora opisać o wypoczynku, zarówno tym aktywnym jak i tym mniej ;). Plaża w Bašce Vodzie w tym najpopularniejszych miejscach (koło portu) jest ładna (niestety kamienista, więc lepiej sprawdza się karimata niż ręcznik), ale zatłoczona. Jak ktoś lubi wstawać o 6 rano, żeby zając jakieś dogodne miejsce (już nie chcę mówić o osobach, które zostawiają jakieś stare karimaty oraz ręczniki na noc i tak sobie okupują ten kawałek plaży przez cały pobyt) i płacić 0,50 euro/ 2 kuny za prysznic (jak dla mnie to było wielkie zaskoczenie, bo jeszcze nigdzie nie widziałam prysznica na monety) to proszę bardzo, innym polecam pokopytkować gdzieś dalej. W kierunku Promajny zaczyna się plaża dla psów, która wbrew pozorom jest utrzymywana w czystości, więc bez obaw można się tam udać. Ładniejsze plaże są od portu w prawo, dla nielubiących za dużo chodzić polecam ułożyć się przy Johnny Bar- nie ma tam już takich tłumów i generalnie jest tam jakoś przyjemniej.

Plaża najbliżej centrum- kierunek Promajna

Brela


Najpiękniejsze plaże zaczynają się zaraz za znakiem informującym, że jesteśmy w Breli ;), czyli gdzieś 10-15minut od centrum Baški Vody. Są zdecydowanie bardziej kameralne, węższe, często są to po prostu skałki. Świetnie się pływa właśnie między takimi skałkami i nie trzeba manewrować między materacami. Nie wiem jak w innych miejscach, w tych bardziej uczęszczanych plażach, ale akurat tam widziałam sporo jeżowców. Także lepiej nie chodzić tam gołymi stopami, o ile ktokolwiek da radę (sama zapomniałam butów do- cytuję ;)- "pływania i chodzenia po wodzie" i po dwóch dniach się poddałam). Widziałam sporo ludzi ze sprzętem do snurkowania, ale nie wiem, czy jest tam coś szczególnego do oglądania (trzy podróże do Egiptu wysoko postawiły poprzeczkę ;)), bo nawet nie pomyślałam, żeby zabrać swoje ABC.


Gdy nie pływałam to chodziłam :). Trasy spacerowe są naprawdę świetne i nie trzeba się przeciskać przez ludzi na plaży, bo tuż obok są chodniki (idealne do jazdy na rowerze, rolkach czy biegania). Droga w kierunku Promajny jest w dużej części zacieniona przez drzewa i czułam się trochę jakbym szła lasem (spacer do Promajny i z powrotem to gdzieś 1,5 h). Z kolei na trasę Breli trzeba się wysmarować kremem z filtrem, bo to ponad 1,5 godziny w słońcu ;). Za to widoki jeszcze piękniejsze- miałam wrażenie, że idę przez park narodowy. Góry, soczysta roślinność i lazurowe morze- jak tu się nasycić takimi widokami? Trasa na tyle przyjemna, że nawet się nie zauważa mijającego czasu i pokonanych kilometrów. Podobno równie przyjemne są trasy rowerowe w górach, niestety nie miałam możliwości tego sprawdzić. Coś musi zostać na przyszły rok, prawda?


Jeżeli znudzi nam się Baška Voda to przy porcie znajdziemy przystanek autobusowy (właściwie to tylko znak, że coś takiego tu jest, bo próżno tu szukać typowego przystanku) wraz z rozkładem jazdy- najpopularniejsze  miejsca docelowe to Split (oddalony o jakieś 60 km) i Makarska (do której kursuje zwykły autobus niskopodłogowy, nawiasem mówiąc świetnie klimatyzowany; bilety można kupić u kierowcy). Jest też drugi przystanek, niestety położony przy głównej drodze, przez co trochę ciężko go znaleźć (ja tam wylądowałam wracając z Makarskiej i choć nie było to specjalnie daleko od willi to trochę się pogubiłam po drodze ;)).

Makarska


Makarska, ach Makarska. Jak ja dziękuję, że nie padło na to miasto. Jak dla mnie to największą jego zaletą jest dm i Kozmo (chorwacka drogeria) ;). Fajnie też zobaczyć miejsce, gdzie życie nie kręci się wokół jednej promenady. Jednak o ile wieczorem faktycznie jest co robić tak nie wyobrażam sobie tam plażowania. 


Główna plaża to po prostu masakra- chyba jest szersza jak dłuższa, więc podejrzewam, że jak się przyjdzie za późno to jest się za facetem leżącym za facetem leżącym za... i tak w nieskończność ;). Można się też jeszcze przejść dalej i rozłożyć się na skałkach bądź na tak zwanej płycie. Wiecie, niby te same skały itd., ale w Breli to zupełnie inaczej wygląda, są łagodne zejścia do wody czy nawet schody, a Makarska na tych dzikich plażach oferuje jedynie skręcenie nogi.






























Mówię to z perspektywy przejezdnego, bo do Makarskiej wybrałam się tylko raz (bilety nie należą do najtańszych- z Baški Vody to koszt 15-16 kun czyli 9-9,60zł za 10km). Pewnie są tam też piękne miejsca, ale skwar robi swoje i po tych 5 godzinach miałam dosyć.

Marić&Belmondo


Oczywiście samymi pięknymi widokami człowiek nie żyje i gdzieś trzeba spać ;). Spać... właśnie. Willa Marić sąsiaduje z mechanikiem samochodowym (chyba jedynym w mieście), który pracuje 24h. Jakby tego było mało to śmieciarka jeździła wczesnym rankiem. Na szczęście ja wiem to z relacji innych, bo sama mam na tyle twardy sen, że walenie w drzwi i okna przez bite pół godziny mnie nie obudzi :). Co do samego pokoju to gdzieś na forum się pojawiło, że warto wziąć ten na parterze, bo jest tam na tyle chłodno, że nie trzeba klimatyzacji (dodatkowo płatna). Nikt niestety nie napisał, że jak się ma pokój na parterze przy wejściu to dzieli go ogrodzenie, które łatwo przejść i dostać się do pokoju czy po prostu zabrać rzeczy z balkonu (lękajcie się jeżeli w Marić dostaniecie klucz z numerem 101))... Chyba nie muszę mówić, do którego trafiłam? Jednak nie było źle, nic mi nie zginęło (choć może barykada materacowa to sprawiła ;)). Szczęście sprzyjało nawet jeżeli chodzi o sąsiadów- obok mieszkali przesympatyczni Czesi (także codziennie obowiązkowe Dobrý den :>- wspominałam już jak bardzo lubię czeski?). Nie miałam na co narzekać, gdyby nie sprzątaczka. Ja nie jestem z tych, którzy zostawiają wszechobecny syf (przynajmniej na wakacjach), ale dwie rolki papieru na dziewięć dni na trzy osoby? Zanoszenie brudnych ręczników do pokoju sprzątaczki, żeby dostać nowe? Na początku naiwnie wierzyłam, że ludzie zostawiają nie wiadomo jaki brud w pokojach i dlatego do mojego dostałam się po 14 (na 12 pokoi miała czas od 9 do 14...). Cóż... potem się okazało, że plaża ważniejsza jak praca, ale polako polako na wszystko mamy czas ;). Jestem w stanie zrzucić winę na nieobecność właściciela, przez co (tak myślę) zostało także zamknięte bistro i trzeba było kopytkować na śniadania i obiadokolacje do Belmondo.

Źródło
Pominę fakt, że za pierwszym razem Belmondo ukrywało się przez 10 minut, ale uliczne babcie i dziadkowie (nawiasem mówiąc ciekawa "praca"- siedzenie cały dzień przed domem, czekanie aż ktoś się zainteresuje, a dla pracusiów dodatkowe wymachiwanie przed samochodami kartką z napisem apartmani- coś jak pan obsługujący windę w trzypiętrowym budynku w moim mieście ;)) pomogli w jej znalezieniu (jakbyś się ktoś wybierał to trzeba iść w kierunku willi Paloma, potem skręcić w stronę szkoły). Pierwszy posiłek nie był zachwycający, bo parę (z 5?) malutkich kawałków mięsa i ryż to nie jest szczyt marzeń po długiej podróży ;P. Po tym feralnym początku było już tylko lepiej- śniadania były całkiem urozmaicone (zwykle podstawa- jakaś szynka, ser, ogórek, pomidor- była zwykle ta sama, ale na szwedzkim stole przewinęły się tosty francuskie czy smażone bakłażany, a nawet pizza), a na obiadokolacje trzy dania do wyboru. (pamiętajcie, że jeśli ktoś wam przetłumaczy lignje jako ryba to nie wierzcie mu ;)). Nie wiem jak oni to robią, że wszystko tak świetnie smakuje! Rozpływałam się (i to nie z powodu upałów) nawet nad rozgotowanym makaronem. Już nie mówię o deserach- jak zobaczyłam na śniadanie szarlotkę z obiadokolacji to miałam ochotę zabrać z szwedzkiego stołu talerz ze wszystkimi kawałkami :D. Kelnerzy to przemili młodzi ludzie, o dziwo nikt nie był miejscowy (dla dociekliwych- chyba trzy Czeszki i jeden Bośniak :>). Jedna z Czeszek (która jakby tego było mało była również rezydentką jakiejś krecikowej grupy) podjęła się trudnego zadania tłumaczenia "menu" z chorwackiego na czesko-migowo-polski :D. Także biuro podróży świetnie wybrało miejsce zastępcze za Bistro Marić.

Wygoda Travel

logo Wygoda Travel
Źródło

Oczywiście nie mogło też zabraknąć "kilku" słów o biurze podróży. Znowu zaczęło się nieciekawie, bo autokar podstawił się spóźniony... i to dwupoziomowy (znowu dla ciekawskich- Bomatur Vip Class). Wiecie, ja na wakacjach staram się nie przejmować niczym (przynajmniej mnie ominęła histeria jak Kopernik upadł podczas czwartego dnia mojego pobytu te parę lat temu), więc mogłabym mieć miejsce nawet na ziemi (jak to było miej ... wyrąbane a będzie ci dane). Choć i tak miejsce na ziemi jest lepsze niż przy stoliku na parterze (nie wiem, czy miałyście przyjemność, ale w dwupoziomowych autokarach są cztery siedzenia po każdej stronie ze stolikiem, co jest fajne na chwilę, do wypicia kawy czy herbaty, ale spędzenie tam 18h to podobno jakaś porażka)... Głupi ma szczęście, więc jechałam dosyć komfortowo na piętrze (tak swoją drogą, to jak kiedyś będziecie jechały dwupoziomowcem postarajcie się dostać miejsce na górze na samym przodzie- nie dość, że panoramiczne widoki przez cały czas to i więcej miejsca na rozłożenie się). Podróżowała z nami pani pilotka, której tradycyjnie imienia nie pamiętam ;P, osoba zarażająca śmiechem (nie wiem, co brała przed podróżą, że się tak chichrała przez cały czas, ale też to chcę :D) i chętnie dzieląca się wiedzą (trzeba przyznać, że dobrali ciekawe trasy). Sama nie wiem, kiedy upłynęła podróż :). Potem oddano nas w ręce pani Moniki, z którą właściwie nie miałam wiele do czynienia. Jak dla mnie to trochę głupio zorganizowali spotkanie z rezydentką następnego dnia i to w okolicach 12- oczywiste jest, że gdyby to było 24h wcześniej to przynajmniej uniknęlibyśmy błądzenia w poszukiwaniu Belmondo), ale to tylko drobiazg. Ogólnie rzecz biorąc biuro się spisało, nie było żadnych poważnych utrudnień, ale obyło się bez sytuacji kryzysowych, więc nie wiem jakby wtedy wyglądała sprawa. Jeżeli chodzi o wycieczki organizowane przez Wygodę Travel to byłam tylko na jednej (i tu też wszystko pomyślnie wypadło).

Trogir&Krka


Spośród paru wycieczek padło akurat na Park Narodowy Krka. Wiem, że zawsze się mówi, że wycieczki organizowane przez biura podróży są zwykle droższe, ale po przeglądnięciu paru ofert ulicznych (jakkolwiek to zabrzmi) wychodziło podobnie albo taniej z bp, w dodatku z polskim przewodnikiem. W przypadku tej wycieczki akurat to się sprawdziło, bo przewodnik trajkotał przez prawie całą drogę :>.

Źródło

Źródło

Prawie, dlatego, że po Trogirze (z greckiego Kozia Wieś) oprawadzała nas pół Chorwatka, pół Polka :). W przeciwieństwie do pana Krzysztofa nie mogła się zbyt nagadać, bo na obejście najważniejszych punktów Trogiru wystarczy naprawdę niewiele czasu, jednak i tak wróciłam bogatsza o parę ciekawostek. Z Trogirem wiąże się grecki bożek szczęśliwego zbiegu okoliczności, a zarazem niewykorzystanej szansy, Kairos. Generalnie Kairos był tylko po części włosomaniakiem, bo oprócz długiej grzywy był łysy. Mitologia nic nie mówi o olejowaniu, za to podaje przepis na szczęście (źródło Wikipedia)
Ten, kogo mijał [Kairos], miał jedynie krótką chwilę, mgnienie, by go uchwycić, a wraz z nim swoją szczęśliwą szansę. Kiedy Kairos minął, nikt już nie mógł go złapać.
Może gdyby Kairos stosował Jantara albo inną wcierkę żyłoby się nam lepiej?
Wracając jeszcze do Trogiru, mieszkańcy mówią o nim Muzeum Miejskie. Jakby na to nie patrzeć, wśród tych starożytnych murów toczy się codzienne życie (ciekawe czy nie mają problemów z zasięgiem?). Większość zabytków znajdziemy na placu Trg Ivana Pavla II, między innymi Katedrę św. Wawrzyńca, Pałac Stafileo czy Pałac Ćipiko. Z kolei wychodząc ze starówki znajdziemy też dm, równie warty zzwiedzenia :).


Nie wiem czemu, ale dopiero po zobaczeniu tego zaczęłam dostrzegać wpływy weneckie

Błękit morza powie światu,
że swój naród Chorwat kocha
Nie tylko Chorwat :)
Wiecie, to nie przypadek, że schody do Urzędu Stanu Cywilnego są takie długie ;)
Jeżeli chodzi o Park Narodowy Krka nie zarzucę Wam żadnymi włosami ani innymi ciekawostkami, bo tę część wycieczki przeżywałam bardziej wzrokowo niż słuchowo. Jedynie pragnę zauważyć, że mówiąc o położeniu Parku Narodowego Krka chodzi o dolny brzeg rzeki Krka, a nie wyspę Krk (nie popełniajcie tego błędu co ja na geografii parę lat temu ;)). Jest co podziwiać, bo park ten słynie z malowniczych wodospadów i daje możliwość kąpieli obok jednego z nich (Skradinski Buk) w jeziorze Visovac. 

Próbowałam się zakraść z aparatem bliżej tego wodospadu, niestety już na początku wymiękłam, bo kamienie są tam na tyle śliskie, że potem, już bez aparatu, wywinęłam orła (ku uciesze gawiedzi). Poza tym jeśli ktoś marzy o profilowym pod wodospadem niczym z jakiejś reklamy żelu pod prysznic to też się rozczaruje, bo od wodospadu jesteśmy oddzieleni linką o dosyć jasnym przekazie. Ja z tych niefotogenicznych, poza tym jakoś nigdy nie widziałam większego sensu w robieniu sobie zdjęć na tle zamku/gór/morza/samochodu/klapek i butów do pływania (true story, bro!), więc chętniej rozkoszowałam się pięknymi widokami, bryzą bijącą od wodospadu i szumem spadającej wody. Tak poza tym jestem pod wielkim wrażeniem, bo zostawiłam aparat (no wiem, że to nie Canon i Nikon, z którymi można ustawić się do zdjęcia pod tytułem "jakim fotografem ja nie jestem", ale znowu taki najtańszy nie był), buty, ubrania- generalnie cały przyjazdowy dobytek pod jakimś drzewem i nikt nic mi nie ukradł. Nie chcę nagabywać, że u nas w kraju jest jak jest, że jak człowiek chce pomóc ponieść walizkę to prędzej z nią odejdzie niż pomoże (historia z Piekielnych), ale w Chorwacji tyle razy zostawiałam rzeczy na plaży (nic wartościowego, typowy ekwipunek do tego celu przeznaczony), bo poszłam na przykład na spacer i zastawałam je w takim samym układzie jak wcześniej (chyba, że materac postanowił się przelecieć ;)). Co ja to... a Krka. Wybierając się na taką wycieczkę lepiej nie zapomnieć o butach do wody. Powszechne myślenie jest takie- "jezioro, no to w końcu będzie piaszczysto". 

Owszem, miejscami jest piasek, ale w większości są tam skały (na zdjęciach to te żółte plamki). Chociaż buty niewiele pomagają, o czym się dowiedziałam od pań (najwidoczniej idących na bosaka) kiedy zobaczyły rzeczonego orła. Zapomniałam wcześniej dodać, a teraz nijak mi tam pasuje, że przed kąpielą odbyliśmy spacer, podczas którego mogliśmy podziwiać uroki Parku Narodowego Krka. Oczywiście byłam zbyt zajęta kontemplacją piękna natury (albo, jak kto woli, przestałam na chwilę myśleć), żeby robić jakieś zdjęcia, więc musicie zadowolić się tymi z platform widokowych (a jak nie to grafika Google to też fajny wynalazek :)).







































O, tutaj się obudziłam, żeby zrobić zdjęcie ;)

Uff, to chyba koniec. Pisałam tę notkę od czwartku i im dalej w to brnęłam, tym więcej chciałam Wam przekazać, a i tak pewnie o większości zapomniałam. Mam nadzieję, że nie zamęczyłam Was zbytnio szczegółami, ale pisałam tego posta również z myślą o osobach, które zastanawiają się nad wyjazdem/ już podjęły decyzję i badają teren. Ja, jak pisałam wcześniej, jechałam do Baški Vody z obawą, że znowu trafię na jakiś zawsiówek, a z kolei głupio mi się było pytać wujka Google Czy Baška Voda to za-czterema-literami?, bo potem takie głupie statystyki się robią ;P. Teraz już wiem, że to naprawdę piękne miejsce, do którego aż chce się wracać. Po raz pierwszy chciałabym wrócić do tej samej miejscowości, do tej samej willi, jeść to samo jedzenie i spotkać tych samych ludzi. Nie pamiętam też, żeby przy opuszczaniu jakiekolwiek innego miejsca łza się zakręciła w oku :). Jakoś tak zawsze wychodziło, że coś nie grało. Póki co, za miejsce idealne uważałam Majorkę, ale z perspektywy czasu widzę, że bardziej przyczyniła się do tego świetna ekipa niż miejsce. Chorwacja jest po prostu piękna. Wiecie dlaczego? Bo Chorwaci zaspali :). O tym jednak innym razem.
Jeżeli dotrwałyście do końca, gratuluję :D.

9 komentarzy:

  1. Przeczytam całość w wolnej chwili, ale ale...

    dlaczego mnie tam nie zabrałaś?!?! :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Dotrwałam do końca.
    Byłam w Chorwacji 3 razy i na pewno tam wrócę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne widoki! Sama również ich doświadczyłam. Mam ogromny sentyment do Bośni i Chorwacji i wiem, że na pewno tam wrócę. *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze nigdy nie byłam w Chorwacji, chyba pora to nadrobić:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłam w Chorwacji kilka lat temu, ale na wyspie Brać, czyli bardzo niedaleko od "Baśki" :P W Trogirze bardzo mi się podobało, trochę bardziej w Dubrovniku ;) Sama wyspa Brać też jest super, Split też warty odwiedzin. No i koniecznie Jezera Plitvicka, cudo :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj super, chętnie czytam o chorwackich wakacjach, bo miesiąc temu sama byłam w Chorwacji na obozie (kadra :D) na podobnym zawsiówku i się dość poważnie zniechęciłam, bo zamiast plaży była betonowa wylewka i się czułam, jakbym leżała na asfalcie :)

    Za to byliśmy w drodze powrotnej w Pltvicach, również parku narodowym z jeziorami i wodospadami i było pięknie. Widoki, pogoda, aura, jedzonko na plus, ale plaże póki co dla mnie na minus :)

    I też byłam w DM :P

    A o Makarskiej wśród kadry obozowej krążą legendy :P:P

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazdroszczę wakacji!
    Też chciałam się tam wybrać, ale niestety nie wyszło... ;/

    Dzięki Tobie przynajmniej na zdjęciach zobaczę... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super zdjęcia, ale...znak wodny je szpeci :/
    Te pagórki Oslo mi przypomniały :3

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...