Strona główna

środa, 17 kwietnia 2013

Mydło i powidło. Mini wykłady o maxi produktach

Wiele produktów przemyka przez moją łazienkę właściwie bez echa na blogu. Powód jest prosty: większość produktów jest nad wyraz przeciętna i nie wyobrażam sobie pisania o nich całej notki (choć musicie mi przyznać, że pisanie elaboratów o niczym idzie mi całkiem nieźle). Stąd też narodził się genialny jak na moją pozbawioną logiki miarę pisania krótkich recenzji. Idea powszechna, ja wpadłam dopiero po prowadzeniu ponad rok bloga. Och, czuję się jakbym dopiero co odkryła, że koło jest okrągłe. 

Bez zbędnego przedłużania ;), dzisiaj rozprawimy się z...

Essence Pure Skin SOS Spot Killer | Preparat punktowy na wypryski


Zabójcę pryszczy kupiłam jak tylko odkryłam, że Natura sprowadziła również serię Pure Skin. Kiedyś, kiedy jeszcze można było spotkać tę serię w szafie wypróbowałam większość tych produktów i szczerze mówiąc nie podzielałam wszechobecnych zachwytów nad preparatem punktowym. Mimo to Spot Killer wyglądał na tyle zachęcająco, że wpadł do koszyka. I co? I nico.
Kosmetyk jest jakby dwufazowy- składa się z pudru i płynu, które po wymieszaniu i nałożeniu na skórę dają białą plamę, także jeżeli nie lubicie wyglądać zbyt dziwnie to nie polecam wychodzenia z tym z domu. W każdym razie daje to złudzenie, że coś się dzieje. Ja z kolei myślę, że nie stało się nic. Jak wyprysk mnie szpecił (albo jak ja szpeciłam wyprysk) tak dalej się spoufala z moimi wągrami. Tutaj wielkość nie ma znaczenia, bo zabójca pryszczy nie ruszy nawet muchy najmniejszego paskudztwa. Poza tym komfort nakładania jest żaden, bo niby wygodny pędzelek jest stanowczo za długi, przez co manewry za blisko oka mogą się skończyć katapultowaniem kropelek kosmetyku właśnie w te rejony. Ała, aż czuję to pieczenie jak to piszę ;). 
Co mnie najbardziej zaskoczyło to fakt, że ostatnio jak chciałam do niego wrócić to odkryłam, że po prostu wyparował. Otwarte opakowanie ujawniło jedynie puder, negocjacje w celu odnalezienia płynnego zbiega nadal trwają...

Timotei Organic Delight Health & Nourishment Shampoo | Szampon do włosów suchych


Linia Organic Delight od czasu wprowadzenia była dla mnie obiektem zainteresowania. Niemniej cena przez długi czas mnie zniechęcała, bo z reguły nie płacę za szampon więcej niż 10 zł. W związku z wycofaniem całej linii pewnego dnia kupiłam go w CND za jakieś 9 zł, ryzykując kolejnego niedostępnego ideału (tak wiem, to bardzo wzruszające). Na szczęście to zwykły szampon był.
Myć myje, bez efektów specjalnych. Jak na moje potrzeby trochę za słabo, cały czas miałam wrażenie niedomytych włosów. Teoretycznie średnio silny detergent (Cocamidopropyl Betainenie powinien wzmacniać pracy gruczołów łojowych, w praktyce musiałabym myć głowę codziennie (a wydajnością ten kosmetyk nie grzeszy) by zachować jako taki wygląd (podczas gdy normalnie myje włosy co dwa- trzy dni). Zadbane kudełki fajna rzecz, jednak co  mi po tym jak wyglądam na osobę, która nie widziała z tydzień łazienki tuż po wyjściu z niej?
Niemniej wina leży też po mojej stronie- wybrałam wersję do włosów suchych (druga wersja była wykupiona, a ja koniecznie chciałam wypróbować tę serię), dla których faktycznie mogłaby być ideałem. Poza tym walory użytkowe (słodki zapach i miękka tuba) stoją na całkiem wysokim poziomie jak na produkt drogeryjny.

Yves Rocher Nutrition Après-shampooing nutri-soyeux | (Za)Jedwabista odżywka



Tę odżywkę kupiłam razem w z tym szamponem, w czasie wyprzedażowego szału zakupów (bądź, jak kto woli, cierpiąc na wyprzedażowe zapalenie mózgu) w nadziei, że zastąpi mój ulubiony produkt Alterry Morela&Pszenica. Kolejny produkt, który nic nie robi (jak ja :D). Nie zauważyłam żadnego efektów zarówno doraźnych jak i długotrwałych. Niestety powinowactwo zapachu (puszczając wodze wyobraźni to pachnie jak mokre siano suszące się w słońcu) do wyglądu moich włosów nie zdziałało cudów. Przynajmniej nie kosztował majątku (na wyprzedaży- 6, 90 zł, w promocji- 9, 90 zł, regularna cena- 11, 90 zł), opakowanie mnie nie zniechęcało do użycia, przyjemnie się nakładał, a wydajność była na przyzwoitym poziomie. 

Miałyście któryś z dzisiejszych produktów?

3 komentarze:

  1. Nie wiem czy nie mam próbki ostatniego produktu, ale równie dobrze może być to szampon... Nie pamiętam, bo próbki wrzucam do kosmetyczki i wyciągam tylko gdy gdzieś jadę lub idę na basen.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zainteresował mnie ten szampon Timotei ;))

    W wolnej chwili zapraszam do mnie na news;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiedziałam, że z Essence można dostać takie produkt.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...