Strona główna

piątek, 16 września 2011

Catrice Infinite Matt up czyli cera (nie)idealna

Podkład to jeden z niewielu kosmetyków, które zużywam do końca (choć coś czuję, że Smooth Effect Max Factora zakończy tę piękną tradycję). Kiedy już wymęczyłam Essence Clear&Matt, z chęcią przerzuciłam się na coś innego.

Wprowadzenie nowości Essence i Catrice było jak Boże Narodzenie w kwietniu. Nowe rzeczy, piękne opakowania i wiele produktów do przetestowania.
Mojego długo wyczekiwanego Photo Finish nie było, więc nie chcąc już dłużej czekać, kupiłam Infinite Matt up. Teraz, po zużyciu całego podkładu do ostatniej kropli, mogę opowiedzieć o nim co nieco.

Zacznijmy od tego, co rzuciło mi się najbardziej w oczy- jasne odcienie. W końcu! Nie wiem, czy to nowa polityka antyrasistowska Essence, że z roku na rok wprowadza coraz to ciemniejsze odcienie. Catrice za to ma całkiem urozmaiconą gamę kolorystyczną. 5 odcieni, z których wydaje mi się, większość z nas wybierze coś dla siebie.

Zdecydowałam się na odcień 10 Light beige (jasny beż z domieszką żółtego), który idealnie pasował do mojej skóry.
Na plus zasługuje również opakowanie- ze szkła matowionego*, dosyć ciężkie. Cieszę się, że Catrice zaczęło bardziej dbać o estetykę. Szczególnie odczuwalna różnica jest między nowymi podkładami a Perfect Resist:

Infinite Matt up to 18 h Make-Up 010 Light Beige      Photo Finish Liquid Foundation 18 h 010 Sand Beige      Perfect Resist Make-up 010 Perfect Nude

Niestety, wygląd nie idzie w parze z funkcjonalnością. Jak powszechnie wiadomo szkło łatwiej stłuc niż plastik ;). Na wyjazdy też się średnio nadaje, ciężko go upchać do kosmetyczki. Poza tym prawie niemożliwe jest wydobycie resztek bez uprzedniego stłuczenia (czego się oczywiście nie podjęłam). Patyczek od pompki sięga mniej więcej do napisu Make Up, więc tych resztek trochę jednak zostaje. Ja przez parę dni przy końcówce bawiłam się w wyciąganie produktu owym patyczkiem (widocznie trudno mi było rozstać się tym podkładem :)).

Przejdźmy w końcu do meritum. Konsystencja Infinite Matt Up trochę odbiega przeciętnej. Owszem, podkład jest płynny, jednak taki bardziej... piankowy? Mnie to odpowiada, bo wydaje mi się, że zyskuje przy tym lepsze krycie. Jakkolwiek to zabrzmi, mam całkiem sporo do ukrycia. Moja cera jest to mix wszelkich nieszczęść skórnych: wągry, rozszerzony pory, wypryski i inne mało przyjemne rzeczy. Czy Infinite Matt Up daje radę? I tak, i nie. Co prawda ładnie ujednolica, zakrywa zaczerwienienia, twarz wygląda zdecydowanie zdrowiej, ale niespodzianki pozostały widoczne (niestety), więc niezbędny był korektor. Nie jest za to widoczny- ładnie wtapia się w skórę, wygląda naturalnie.

Lubię efekt jaki daje. Nie jest to typowy mat jak np. po użyciu musu. Bezpośrednio po aplikacji twarz się świeci, jednak po chwili staje się satynowa. Podejrzewam, że osoby z tłustą cerą nie będą zadowolone. Ja nie mam problemu z nadmiernym świeceniem się twarzy, więc używając Infinite Matt Up mogłam zrezygnować z pudru.
Jedyne, do czego mogę się przyczepić to trwałość. Nawet z pudrem nie wytrzymuje za długo, z pewnością nie 16h. U mnie ścierał się po około 8 godzinach. 

Niemniej jednak bardzo polubiłam Infinite Matt. Co prawda mam jeszcze sporą listę podkładów do wypróbowania, ale do niego chętnie wrócę.

Krótkie podsumowanie:
+ jasne odcienie
+ piankowa konsystencja
+ opakowanie
+ niewidoczny
+ ujednolica cerę
+ twarz wygląda zdrowiej
+/- krycie
+/- cena 
- wytrzymałość

P.S. Przepraszam za brak zdjęć i swatchy. Zdążyłam wyrzucić (chyba) puste opakowanie przed napisaniem recenzji.
*Tak, to nie pomyłka. Przetłumaczyłam dosłownie frosted glass jako szkło matowione. Musze przyznać, że strasznie głupio brzmi.



1 komentarz:

  1. Nie trawię tego podkładu. Gorsza dla mnie była tylko Soraya :D

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...