Przyznaję- lecę na wygląd. Kiedy tylko zobaczyłam zapowiedź Circus Circus, wiedziałam, że woda toaletowa będzie moja niezależnie od zapachu (bardzo rozważne prawda?). Wszystko za sprawą cudownej buteleczki, która mimo że, jest trochę kiczowata podbiła moje serce.
Potem jeszcze gdzieś przeczytałam o ponętnym zapachu i stwierdziłam, że będzie idealny na zimę (jaką zimę?), więc można powiedzieć, że potencjalnie mogło mi się spodobać również jego wnętrze.
Oto, co producent pisze o tej wodzie toaletowej:
Każde przedstawienie posiada własną gwiazdę. Gwiazdą tej trend edycji jest wytworna woda toaletowa o kwiatowym zapachu w atrakcyjnym opakowaniu. powabny, uwodzicielski zapach przyciągnie twoich wielbicieli (pfff, kogo?)…
Jak moja wyobrażenia mają się do rzeczywistości?
Perfumy są zapakowane w jakże uroczy kartonik, który kojarzy się dosyć jednoznacznie... z cyrkiem oczywiście! Bardzo podobają mi się takie szczegóły jak królik wychodzący z kapelusza na bocznej stronie pudełka. Dodatkowy plus za zafoliowanie kartonika, żeby żadne wścibskie łapy nie pchały się do środka.
Kiedy już otworzymy opakowanie, ujrzymy zestaw zrób sobie sama:
Można poczuć się jak MacGyver, mówię Wam!
Producent mógł po prostu powiększyć opakowanie (niewiele brakuje), żeby zmieścić złożony "zestaw", ale widocznie z jakiegoś powodu bardziej opłacało się zrobić kolejną zatyczkę niż dołożyć parę cm papieru.
Po wyjęciu z pudełka butelka prezentuję się już całkiem całkiem, ale wiadomo- nie dlatego ją kupiłam:
Buteleczka jest bardzo zgrabna, bo wcale nie wygląda na 50 ml (też chciałabym wyglądać tak z 10 kg mniej). Ta zakrętka nie ma żadnego psikadełka, więc jeśli ktoś chce trzymać perfumy w takiej formie, to nie będzie to zbyt poręczne.
Teraz gwiazda programu. Werble w dłoń! Tym, tym, tym, tym, tym, tym, tym, tym
Wszystko działa bez zarzutu, rozpyla równomiernie. Wygląda na całkiem porządnie wykonane, więc nie powinno szybko odpaść.
Kiedy już popodziwiałam sobie opakowanie, czas przejść do kwestii potencjalnie najważniejszej czyli zapach. Niestety efekt zgadza się się tylko zgadza się z obietnicami producenta tylko w połowie, a mianowicie jest niewątpliwie kwiatowy. Momentami czuć jeszcze jakieś słodkie cytrusy.
Przed zakupem testowałam te perfumy i wracając do domu próbowałam wyczuć gdzie podziały się te powabne i uwodzicielskie nuty. Doszłam do wniosku, że mam chyba jakieś dziwne wyobrażenia odnośnie ponętności. Tym zapachem można co najwyżej wyrywać ekologów lub hipisów.
W sumie to chyba nikt nie spodziewał się jakiegoś eterycznego zapachu, jednak ja liczyłam na nieco cięższe nuty, takie bardziej zimowe. Mimo to pasuje do cyrku, a więc do całej serii- jest lekki, beztroski.
Mogę się przyczepić jedynie do trwałości. O ile dziewczyny zachwalały trwałość perfum z Vampire's Love, to te po dwóch, trzech godzinach znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Jak łatwo zauważyć buteleczka nie zachęca do brania jej do torebki.
Podsumowując, moim zdaniem jest to nieźle wydane 30zł. Nawet gdy się już perfumy skończą, można wlać inne i nadal cieszyć się pięknym opakowaniem. Czyż to nie cudowny recycling?
Dałyście się skusić magii cyrku i kupiłyście coś z Circus Circus czy zaszalałyście w Las Vegas?
Jest już was 49! Dziękuję wszystkim obserwatorom! Mam nadzieję, że do Nowego Roku skusi się ktoś jeszcze na obserwowanie mojego bloga i będzie nas już 50. Planuję zrobić jakieś małe rozdanie z tej okazji, jednak nie jest to do końca pewna kwestia.